Recent Posts

czwartek, 3 lipca 2014

Granice autoekshibicjonizmu w sztuce



Gdy artysta potrafi opowiadać o sobie szczerze i bez wstydu, moje odczucia balansują najczęściej na granicy zbulwersowania i zachwytu. Zwłaszcza, jeśli jest to opowieść o zabarwieniu erotycznym. Powstaje u mnie połączenie myśli „jak to, to ona/on się nie wstydzi?” z „to jest świetne, też bym tak chciała”.


Dla mnie, ekspozycja każdego, nawet najbardziej powściągliwego obrazu, jest już ekshibicjonizmem, który trochę odchorowuję. Ciągle obawiam się, że gdyby ktoś pofatygował się przeanalizować moją twórczość, odkryłby jakąś straszną i żenującą prawdę o mnie, której nawet ja sama nie znam. 


Poniżej przedstawiam subiektywny wybór prac, które bardzo mi się podobają, ale znajdują się poza moją granicą autoekshibicjonizmu i na razie nie potrafię jej przekroczyć.




Agata Bogacka

Źródło:
Tryptyk “Dominik”, “Krzyś” i “Michał” pokazuje trzech mężczyzn, z którymi artystka pozostawała w związkach. Panowie są nadzy, tuż po stosunku, zajęci sobą i nie interesują się leżącą w tle kobietą, od której dostali już to, czego chcieli. Towarzyszący tryptykowi autoportret przedstawia artystkę leżącą na plecach, bez majtek, a obok niej telefon komórkowy. W tej samej pozie, która przewija się fragmentarycznie na portretach jej partnerów. Odbieram te prace jako obraz specyficznej samotności, jaka dopada człowieka, nawet jeśli pozostaje z kimś w związku. Pomijając to, że nie potrafiłabym tak otwarcie opowiadać o swoim życiu seksualnym, to nie chciałabym również, by ktoś sportretował mnie w zbiorczym zestawieniu partnerów. W dodatku partnerów kiepskich. Miało być jak w wierszu Kazimierza Przerwy-Tetmajera „Lubię kiedy kobieta...”. Lecz niestety, choć może męska myśl skrzydlata sobie po seksie wylata „w niebiańskie przestrzenie nieziemskiego świata”, to wątpię, by artystka leżała wyczerpana i nieprzytomna z zadowolenia. Z tej pracy bije przeraźliwy smutek i jasno widać że ci faceci nie dali Agacie spełnienia.

Źródło:


Egon Schiele

Źródło: commons.wikimedia.org
 Dla mnie, całkowicie niepojęte jest to, że Schiele nie wstydził się eksponować swojego autoportretu w trakcie masturbacji. Wrzucam tu jedynie fragment tej pracy, bo nie chcę, żeby blog zyskał kategorię 18+, ale każdy z łatwością wyszuka całość obrazu w internecie. Rozumiem malowanie nagich, rozkraczonych modelek, ale żeby siebie? To przekracza granice mojego pojmowania, co dobitnie świadczy że o tym, że mam ciasny, poznański światopogląd (ciasny jeżeli chodzi o granice sztuki oczywiście).
Mam świetną propozycję (również dla siebie): niech każdy poznański mieszczuch zamówi sobie taki portret i koniecznie zawiesi dzieło w salonie w centralnym punkcie domu. Może to rozwieje trochę duszne opary wiszące nad tym miastem?



Odd Nerdrum 

Źródło: www.nerdruminstitute.com
Kolejnym artystą, który bez żenady eksponuje swoje wdzięki jest norweski malarz Odd Nerdum. Autoportret w złotym płaszczu, którego w całości również nie mogę tu wstawić, przedstawia pana w sile wieku i sile masy, unoszącego ubranie powyżej pępka i demonstrującego sporych rozmiarów przyrodzenie we wzwodzie. Rozumiem, że chodzi tu o wzwód twórczy? Wielkiego kreatora? Podniecenie towarzyszące tworzeniu? Nerdrum jest dla mnie źródłem inspiracji, uwielbiam jego portrety i wzoruję się na nim bezskutecznie (chyba jedyne co mi się udaje odwzorować to ponury nastrój prac) ale chyba na razie bym nie potrafiła namalować siebie w tak twórczej sytuacji. Może kiedyś, gdy ostatecznie wyzbędę się wstydu i skrupułów, stworzę autoportret przedstawiający na przykład siebie, rodzącą dzieło (żeby sprawę ułatwić, może zacznę od klocusia?).



Vlastimil Kula

Źródło: ibidem.blox.pl
Dziesięć lat temu poszłam przypadkowo na wystawę fotografii do Starego Browaru. Na wernisażu, przed tłumem wystąpił sympatyczny, skromny pan, powiedział trochę o sobie, przedstawił modelki (również sympatyczne i skromne panie) i zaprosił do oglądania prac. Rozejrzałam się pobieżnie i zdębiałam. Babki na fotografiach pokazywały wszystko co im matka natura dała i to w dość wyuzdanych pozach. Zrobiło mi się trochę głupio, że podglądam czyjąś intymność, ale wszyscy byli tacy życzliwi, obyci i kiwali ze zrozumieniem głowami. Po chwili ze zdumieniem spostrzegłam kadry, robione od góry, ukazujące modelki cmoktające ze smakiem penisa artysty (czyli sympatycznego pana, który przed chwilą przemawiał). Wszystko bardzo eleganckie, czarno-białe, stylowe. Super. 
Jako ciekawostkę wrzucam zdjęcie przedstawiające mnie i mojego chłopaka, jak stoimy zadumani, zwykli szarzy ludzie, przed całującymi się wyzwolonymi superkobietami Kuli (w domyśle: może wzbogacimy swoje szare ars amandi). Zdjęcie to przypadkowo zostało wybrane do broszury Kulczyk Foundation z 2004 roku, dokumentującej, między innymi, wystawę Vlastimila Kuli.




Na koniec dodam tylko tyle, że czerwony autoportret z jabłkiem jest moim najbardziej wyuzdanym i ekshibicjonistycznym portretem, jaki udało mi się stworzyć.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Bardzo fajny wpis, jak dla mnie najlepszy jak do tej pory... bardzo ciekawy, spostrzegawczy i dowcipny zarazem. A w czerwonym autoportrecie nie odnajduje eksibicjonizmu

Anonimowy pisze...

W autoportrecie widzę jedynie kobiecość, a to chyba nic intymnego. Zobaczenie Twoich śmielszych prac byłoby zapewne sporym przeżyciem artystycznym. Zachęcam zatem do działania!

blog malarki pisze...

Na razie jestem bardzo zachowawcza. No chyba, że rozwinę temat porodu klocusia...

Prześlij komentarz