Recent Posts

środa, 16 lipca 2014

Autoportret w stylu goth


Mam słabość do kiczowatej, przerysowanej subkultury goth. Za młodu uwielbiałam odziewać się jedynie w czerń, szczytem stylu były powłóczyste suknie, krwiste dodatki, gorsety i demoniczny makijaż. Upływ lat zweryfikował te upodobania. Wygoda zwyciężyła, pancerze poszły w kąt i nic już chyba (nawet udział w Castle Party) nie zmobilizowałoby mnie do wbicia się w te niewygodne ciuchy.


Rdzeniem mrocznych zainteresowań, oprócz ubioru, jest oczywiście muzyka. Natomiast produkt uboczny, plączący się gdzieś po krawędzi orbity, to sztuka goth.

Sztuka goth, w moim mniemaniu, charakteryzuje się przesadą i kampowością. Ociera się o kicz, bo poruszając ciągle te same tematy (krew, cierpienie, seks, przemoc, wampiry i upiory, ciemność) pokazuje jednocześnie bardzo „wylizane” i wyidealizowane formy. Brud i brzydota są zawsze bardzo sexy, ciała idealne (ewentualnie, dla kontrastu, dodana jakaś pokraka w stylu Kalibana), krew i róże wściekle czerwone. Chmury układają się w foremne bałwany, zza których prześwituje trupie światło księżyca. Taka przesada powoduje, że odbiorca po pewnym czasie zaczyna rzygać, może nie tęczą, ale na pewno ciemnością.

Szperałam w internecie w poszukiwaniu ciekawych dzieł sztuki z tego nurtu. Niestety, okazało się, że nie licząc mistrzów, takich jak H.R. Giger czy Zdzisław Beksiński, współczesna sztuka goth nie istnieje. Przynajmniej dla mnie. Nie znajduję niczego, co by utrzymywało sensowny poziom warsztatowy i tematyczny. Razi mnie brak subtelności, wycofania, ledwo widocznej mrocznej nuty, pobrzmiewającej w pozornie spokojnym krajobrazie. Prawie zawsze dostaję obuchem w głowę, a wolałabym obejrzeć coś mniej dosłownego. Obraz, który by zwiódł mnie swoją pozorną pogodą, zaś po bliższej analizie, ujawnił swe wstrząsające wnętrze.

Z kolei w „wyższych” sferach artystycznych, według moich obserwacji, sztuka inspirowana subkulturą goth uważana jest za coś pośledniego, wstydliwego, z czego się wyrasta. Trudno mi sobie wyobrazić reakcję moich profesorów na Akademii Sztuk Pięknych, gdybym im oznajmiła, że chcę malować obrazy w stylu goth i poprosiła o korektę. Mam powody, by wątpić w ich entuzjazm.

Moje skryte upodobania przemycałam zatem bardzo subtelnie, na przykład we władczym autoportrecie w wyjściowej sukni. Nie myślcie, że taka jestem, jak na tym obrazie. Informuję: ja bym bardzo chciała taka być. Szatę uszyła dla mnie krawcowa, na miarę, specjalnie na wielkie gotyckie wyjścia. Niestety nigdy nie została użyta zgodnie z przeznaczeniem, ze względu na niewygodę i nieprzepuszczalność materiału. Jedyne momenty, gdy ją zakładałam, to wynosząc kompost do ogródka, z czego bezlitośnie szydził mój brat (ja chciałam się tylko oswoić z nową suknią...). Na szczęście, mam w garderobie dział „teatralny”, służący do ubierania modeli pozujących do moich zmyślonych kompozycji. W nim uchowała się ta nieudana inwestycja, a jeśli autoportret kiedyś się sprzeda, to będę mogła z satysfakcją stwierdzić, że mi się jednak zwróciła.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Sztuka goth istnieje, tylko w większości przeniosła się do digitala. Poszukaj wśród dobrych concept artystów - na pewno znajdziesz mnóstwo prac inspirowanych tym stylem, wiele na bardzo wysokim poziomie.

blog malarki pisze...

Może dobre linki, to jest właśnie coś, czego mi potrzeba... Inna sprawa jest taka, że lubię tradycyjne techniki (malarstwo, rysunek), a większość prac na które natrafiam to grafika komputerowa.

Prześlij komentarz