Recent Posts

środa, 18 lutego 2015

Najbardziej irytująca postać żeńska w literaturze - vol. I - Kitty Szczerbacka

(źródło)

Kitty Szczerbacka z "Anny Kareniny" oraz Konstancja di Montecaldo z "Jednorożca" uczestniczą w moim prywatnym rankingu na najbardziej irytującą bohaterkę literacką. Idą łeb w łeb i na razie nie potrafię rozstrzygnąć, która z nich bardziej mnie denerwuje. Choć obie powieści różnią się znacząco poziomem literackim, zarówno Tołstojowi, jak i Utrio, udało się stworzyć kobiece potworki. Zapewne, zgodnie z zamierzeniami autorów, miałam ich bohaterki polubić i trochę się z nimi utożsamić. Atoli się to nie udało. 
Konstancję przybliżałam już przy okazji krótkiej recenzji książek Kaari Utrio i jeszcze do tej postaci wrócę w osobnym poście. Dziś rozłożę na czynniki pierwsze moją awersję do Kitty.

Pisząc o Kitty, Tołstoj zastosował ten sam manewr, który zauważyłam u Nienackiego, opisującego panią Basieńkę z "Raz w roku w Skiroławkach". Mianowicie zdrobnienia. Malutkie pantofelki, loczki, podskoczki. Do mdłości. Od razu zaznaczam, że, o ile w stosunku do Basieńki czuje się antypatię i złośliwość autora, o tyle Tołstoj pisze o swojej bohaterce z zachwytem. Wyraźnie opiewa swój ideał kobiecości. Narrator patrzy cały czas na Kitty oczami zakochanego w niej Konstantego Lewina (który, jak podejrzewam, jest alter ego autora). Niestety te ekstatyczne zachwyty oraz nachalne zachwalanie zalet bohaterki, budzą u mnie narastającą nieżyczliwość...


(źródło)

Po pierwsze, nurtuje mnie pytanie, dlaczego pełnoletnia (gotowa do bywania w towarzystwie i wydania za mąż) Kitty ma takie zdziecinniałe imię? Czemu nie Katarzyna Aleksandrowna lub po prostu Katja? Pozostali bohaterowie mają zwyczajne, rosyjskie imiona, czasem zdrabniane, a czasem nie. Oczywiście mam świadomość, że w kręgach wschodnioeuropejskiej arystokracji panował prozachodni snobizm, a infantylizacja młodych kobiet to normalna sprawa, od wieków.  Dlaczego jednak siostra Kitty jest nazywana przez narratora naprzemiennie Dolly i Darią Aleksandrowną? Czy dlatego, że jest starsza, zamężna i już awansowała do określania jej właściwym rosyjskim imieniem oraz patronimikiem? Z kolei, epizodyczna bohaterka, księżna Twerska pozostaje infantylną Betsy, tak jakby jej rozkapryszenie i rozwiązłość były cechami wiecznego dziecka (któremu wszystko będzie wybaczone, bo jest bogate i dobrze urodzone). Kitty, w opozycji do rozbestwionej bogaczki, jest z kolei dzieckiem niewinnym i nieukształtowanym. 
Magdalena Samozwaniec opisuje w "Marii i Magdalenie" podobnie snobistyczną atmosferę w wyższych sferach w Bukareszcie, na początku lat dwudziestych XX wieku. Tam każdy rumuński arystokrata twierdził, że absolutnie nie jest żadnym Rumunem, lecz Francuzem, Niemcem, Węgrem... Słowo "Rumun" było prawie równoznaczne ze słowem "chłop". Mam wrażenie, że taka moda panuje w kołach dworskich w Moskwie Tołstoja, stąd te wszystkie głupawe makaronizmy. Aczkolwiek, według mnie, to słodka (i dla młodych kobiet odpowiednia) naiwność w oczach narratora, jest głównym powodem niedorozwoju imienia Kitty w normalną Katarzynę. Jeden z niewielu fragmentów powieści, gdy pada prawdziwe miano naszej bohaterki przytaczam poniżej:

"(...) pop z trudem ujął mały pierścioneczek Kitty i wziąwszy rękę Lewina włożył tę obrączkę na pierwszy staw jego palca. "Sługa Boży Konstanty zawiera ślub z służebnicą Bożą Katarzyną." I te same słowa powtórzył po włożeniu dużej obrączki na różowy, maleńki, żałosny w swej słabości paluszek Kitty."

Jak widać zawarcie związku małżeńskiego jest odpowiednim momentem, by, przynajmniej oficjalnie (i tylko na chwilę), potraktować Kitty jak dorosłą osobę. Jednak wzmianka o różowych, maleńkich paluszkach i tak wywołuje nieodparte wrażenie, że pan Konstanty Lewin bierze ślub z małą dziewczynką...

Doświadczenia życia małżeńskiego i wyniesienie na wyższą wśród XIX-wiecznych kobiet półkę społeczną, nie są jednak wystarczającym powodem do zaprzestania zdrabniania:
"Zarumieniona jej twarzyczka okolona mięciutkimi włosami, wyglądającymi spod nocnego czepeczka, jaśniała radością i odwagą." 
To opis kobiety, która właśnie zaczęła rodzić. Może przydałoby się tu łóżeczko porodowe dla dziewczynek, które niegdyś zszokowało polską publikę galeryjną?

Wszystko, co robi Kitty jest malutkie, drobniutkie, słabiutkie. Jest płochliwa i mimozowata, niekiedy jednak potrafi wykazać samobójczą dzielnością dziecka. Nie licząc nieudanego narzeczeństwa z Wrońskim, nie zaznała jeszcze prawdziwego życia, toteż trwa pod swoim kloszem, żyjąc cieplarnianą egzystencją XIX-wiecznej leliji, surowo oceniając u innych wszelkie odstępstwa od drogi prawości. Nie mieści jej się w głowie, że życie może potoczyć się tak, że przestrzeganie wszystkich nakazów społecznych nie będzie możliwe.
Ma naiwne i idealistyczne zapędy, by czynić tylko dobro i poświęcać się dla innych, co czyni z niej świetną niewolnicę silniejszych charakterów. Czuje silne powołanie do typowo kobiecych zadań, czyli prowadzenia domu i macierzyństwa. Krząta się w gospodarstwie ("instynktownie" - jak podkreśla Tołstoj) i uroczo wije swoje gniazdko ("wiedząc, że będą też i dni słotne" - to chyba subtelna metafora połogu), czym budzi irytację nieco gburowatego i na wskroś męskiego Lewina. Jej odwaga przejawia się przede wszystkim na polu opiekuńczej dobroczynności oraz działań związanych z kobiecymi funkcjami rozrodczymi.

"Cierpiała i jakby skarżyła się mu na swoje cierpienia. W pierwszej chwili zdawało mu się starym zwyczajem, że to on był winien. W spojrzeniu jej wszakże był tkliwość, stanowiąca dowód, że Kitty nie tylko nie miała do niego żalu, lecz darzyła go za swe cierpienia miłością."

Może gdyby wcześniej nie było natłoku podobnych stwierdzeń na temat bohaterki, mogłabym wzruszyć się tym uczuciem i odwagą w obliczu czekającego ją wydarzenia. Ale pisarz przedobrzył. Cały czas uniesienia, poświęcenia, i uświęcenia domowego ogniska. Kitty, anielica wcielona, mając bóle porodowe nie śmie budzić męża, gdyż wie, że nie powinna pozbawiać go należnego odpoczynku. Czeka, aż jej pan sam się ocknie, by delikatnie zasugerować mu, że trzeba posłać po akuszerkę. Chciałoby się powiedzieć: mała bohaterka. W "Przeminęło z wiatrem", powieści pisanej z perspektywy czasu i z dystansem do XIX-wiecznych małżeństw, znajdujemy taki uroczy fragment, tyczący się rodziców Scarlett O'Hary:
"Mężczyzna ryczał jak byk, kiedy drzazga weszła mu w palec, a kobieta nie śmiała jęczeć przy porodzie, aby mu nie zakłócać spokoju."
To według mnie świetne podsumowanie prawidłowych stosunków małżeńskich u Tołstoja. Na szczęście autor pozwala Kitty trochę pokrzyczeć. Możliwe, że potrzebny był pretekst, by ukazać Lewina szalejącego z rozpaczy i niepokoju.

Lewin jest również postacią dość odstręczającą dla współczesnej czytelniczki. Wstecznik, patriarchalny konserwatysta, świętoszkowaty moralista. Na kobiety patrzy z perspektywy mężczyzny wiktoriańskiego: istnieją wyłącznie madonny i ladacznice. Jedne z drugimi nie mogą mieć nic wspólnego. Nic dziwnego, że podoba mu się taki materiał na strażniczkę domowego ogniska, jak o piętnaście lat młodsza, gotowa do poświęceń Kitty. Grozą napełnia go myśl, że jego ukochana mogłaby się znaleźć w tym samym pomieszczeniu (niby co by się wtedy stało?!), co sterana życiem kobieta, która żyje na kocią łapę z bratem Lewina - Mikołajem. Poczciwa Maria Nikołajewna z poświęceniem pielęgnuje chimerycznego, ciężko chorego Lewina starszego, ale dla Lewina młodszego jest gadziną, która mogłaby skazić swą rozpasaną obecnością jego świętą i niewinną żonkę. Jest to o tyle smutne, że Maria Nikołajewna, w porównaniu z Kitty, po prostu miała mniej szczęścia w życiu. Urodziła się w biedzie, w znacznie niższej warstwie społecznej, a jej wybranek nie czuje ciężaru odpowiedzialności, by ją dla świętego spokoju poślubić (co nie przeszkadza mu jej publicznie besztać i bezwstydnie wykorzystywać).

Co ciekawe, w "Annie Kareninie" Lewin przedstawiony jest jako bohater pozytywny, bo stateczny i wierny. W przeciwieństwie do rozpustników i bawidamków Stiwy Obłońskiego i Aleksego Wrońskiego, którzy przywodzą swoje stałe partnerki do załamania nerwowego. Jeśli XIX-wieczna arystokratka miała tylko taki wybór pomiędzy mężczyznami, to istotnie Lewin jawi się jako ludzki pan oraz zbawca kobiet.

Seksowny gospodarz na sianie. Może jakoś bym przełknęła ten patriarchalizm, jeśli Lewin by naprawdę tak wyglądał... Podejrzewam jednak, że w jego bojarskiej brodzie zawsze  tkwiły kawałki zupy i jajka...
(źródło)

Wracając do mojej antypatii do Kitty: denerwuje mnie, nie tyle jej powodzenie w życiu, co poczucie wyższości w stosunku do osób, którym go brakuje. Aranżowane XIX-wieczne małżeństwa, oraz podwójna moralność powodowały, że mało która kobieta mogła odnaleźć szczęście w związku, który stawał się przecież nie tylko jej rodziną, ale również sposobem zarobkowania. 
Wkurza mnie poczucie wyższości Kitty (i Lewina) w stosunku do Dolly. Nie jest winą Darii Aleksandrowny, że jako kobieta, nie mając normalnych praw obywatelskich, nie może decydować o swoim własnym majątku, który jej mąż przepuszcza na kobiety i życie ponad stan. I że jest przez to rozgoryczona i przedwcześnie podstarzała. Nie jest jej winą, że mąż produkuje jej dziecko za dzieckiem, a potem idzie dupczyć ładniejsze, nienadwyrężone porodami ciała z niższych sfer. Tak samo, nie jest zasługą Kitty, że przypadkiem uniknęła identycznego losu.

Bardzo źle świadczy o Kitty jej zapiekła uraza do Anny Kareniny za to, że ośmieliła się mieć takie same uczucia i marzenia, jak młodsze, niezamężne kobiety. Uważam, że, skoro jest taka wrażliwa, szlachetna i wielkoduszna (jak ją narrator przedstawia), powinna bardziej wczuć się w sytuację Anny i jej wybaczyć. Zwłaszcza, że mimo zdrady Anny i Wrońskiego, Kitty i tak sobie życie ułożyła. To, że nie potrafi odpuścić, świadczy o tym, że albo czuje jeszcze coś do Wrońskiego, albo, że jest po prostu osobą o bardzo ograniczonych horyzontach. A przecież nie wie co ją samą spotka za kilka lat i czy jej sytuacja nie będzie podobnie zagmatwana. W XIX wieku szczęście kobiety zależało przecież wyłącznie od mężczyzny, z którym się związała. Jeżeli mężczyźnie coś, za przeproszeniem, odwaliło, to los kobiety był marny

Wkurza mnie też, że Kitty czuje się winna wobec Lewina z powodu początkowej rekuzy. To zdarzenie było spowodowane manipulacjami i naciskiem jej mamusi, księżnej Szczerbackiej. Pamiętajmy, że rosyjskie dziewczęta, zgodnie z tradycją wyniesioną jeszcze z czasów istnienia teremów, były wychowywane w całkowitym i ślepym posłuszeństwie wobec matek. Nie miały prawa mieć własnych myśli, pragnień, tajemnic. Przecież narrator wyjawia nam, że gdyby nie pojawienie się błyskotliwego bałamuta Wrońskiego, Kitty związałaby się od razu z Lewinem, do którego wyraźnie coś poczuła. Ale mamusia nakierowywała ją w bardziej, jej zdaniem, opłacalny związek. Niby jak miałaby reagować tak potulna i podporządkowana rodzicom dziewczyna? Po fakcie zaś, bierze winę na siebie i nieomalże na kolanach przeprasza swego przyszłego męża za to, że ośmieliła się zauroczyć salonowym wyżeraczem, w którego rękach była wszakże zupełnie bezbronną ofiarą. Lewin oczywiście wspaniałomyślnie jej to wybacza...


źródło

Tworząc postać Kitty, Lew Tołstoj, według mnie, przedobrzył, zbytnio przylukrował i skroił ją pod męskie fantazje. To jest główną przyczyną mojej niechęci. Nie ma opcji, żebym polubiła istotę spolegliwą, strachliwą i słodkopierdzącą. To ona, nie Daria Aleksandrowna, powinna nazywać się Dolly, bo to idealna córeczko-żoneczko-laleczka dla mężczyzny. 



P. S. Na marginesie dodam jeszcze, że nie oglądałam żadnej ekranizacji powieści (za wyjątkiem kilku fragmentów na youtubie). Moje refleksje są owocem wyłącznie obcowania z literackim pierwowzorem. Zdaję sobie sprawę, że w filmach postacie Kitty i Lewina mogą być przedstawione w sposób sympatyczniejszy i jednocześnie znacznie bardziej okrojony. Natomiast aktorzy z ekranizacji z 2012 roku, są, według mnie, dobrani fenomenalnie.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Mnie o wiele bardziej irytował Lewin, ale przyznaję, że Kitty też mnie irytowała.

Anonimowy pisze...

bardzo ciekawy wpis. pozdrawiam

Prześlij komentarz