Recent Posts

środa, 29 października 2014

Kobiety Nienackiego 3 - Zofia Widłągowa, czyli równouprawnienie w seksie




Jeśli prawdziwa nierządnica babilońska istnieje, to mieszka ona w Skiroławkach i nazywa się Zofia Widłąg. Gruba żona gajowego jest uosobieniem żądzy, amoralności, nieposkromionego erotyzmu i całkowitym przeciwieństwem naszych kulturowych wyobrażeń o kobiecie, która może prowadzić jakiekolwiek życie seksualne. Ma ponad pięćdziesiąt lat i jest bardzo gruba.

Jest tak otyła, że w sklepie nie ma na nią odzieży w odpowiednim rozmiarze. W autobusie zajmuje półtorej miejsca (choć płaci tylko za jeden bilet, czego nie omieszka zaznaczyć narrator). Faceci w sklepie celowo ustawiają się za nią w kolejce, żeby niby przypadkiem otrzeć się o jej tyłek, określony przez Nienackiego uroczym mianem "zadu". Uchodzi w wiosce za kobietę atrakcyjną, bo nie jest zasuszona i pomarszczona (co jest częstą przypadłością miejscowych pań), poza tym, "nie każdemu mężczyźnie nadmiar ciała wydaje się wadą". Na jej twarzy widać ślady dawnej urody.

Widłągowa nie odmawia sobie niczego, jeśli chodzi o przyjemności ciała, od żarcia po seks. Jej amoralność polega na tym, że ma w zwyczaju oddawać się mężczyznom w zamian za korzyści materialne dla swojej rodziny: grunty, łąki i inne typowo agrarne dobra. Jako młoda i szczęśliwa mężatka, robi to niechętnie, ale żądza władzy w lesie zwycięża i Widłągowa przez lata powiększa swoje terytorium wpływów, za pomocą usług seksualnych. Jednocześnie, choć może wydawać się to dziwne, jest terapeutką i pocieszycielką tych wszystkich cudaków, którzy znaleźli swe schronienie na krańcu świata. Życie erotyczne i ciało Widłągowej to obupólne korzyści dla stron. W wieku dojrzałym nie puszcza się już z czystego wyrachowania, jak za młodych lat, ale również dla własnej satysfakcji, co moim zdaniem, stawia ją poza gronem prawdziwych kurew. Niemniej, to jej ekscesy przyczyniają się do określenia Skiroławek mianem "kurwidołka". Sformułowanie to, jak refren, powtarza się przez całą powieść.

Lubię akapity poświęcone Widłągowej, bo oczy same mi wychodzą z orbit, gdy czytam o jej kolejnych wyczynach. Co świadczy o tym, że "Raz w roku w Skiroławkach" jest powieścią wybitnie "zbójecką". Definicja pojęcia powieści zbójeckiej przybliżona została w poście o pani Basieńce Lubińskiej.

Onegdaj przeczytałam opinię na temat szalenie popularnej twórczości Stiega Larssona, że jest tak lubiana między innymi z tego powodu, że przełamuje stereotypy związane z życiem erotycznym. W jego powieściach, bohaterowie po pięćdziesiątce (mówię o wieku, nie o napitku) to nie skostniałe mohery dziergające ciepłe gacie dla dzieci i wnuków, ale ludzie uprawiający normalny, dość urozmaicony w konfiguracjach seks. Kobieta pięćdziesięciokilkuletnia jest atrakcyjna i pożądana w łóżku. Kobieta wyglądająca androgynicznie też jest atrakcyjna i pożądana w łóżku. Nie tylko w standardowym związku można odnaleźć satysfakcję. I tym podobne. Podobną wartość odnajduję w postaci Widłągowej, która unaocznia, że istnieje coś takiego, jak satysfakcjonujący seks osób otyłych, w naszej kulturze prawie całkowicie odrzuconych. Seks ludzi starszych, będących poza nawiasem tego, co w ogóle pożądane. Seks mieszkańców wioski zabitej dechami (jak powszechnie wiadomo, bujne życie seksualne kwitnie jedynie w dużym mieście). Zainicjowanie promiskuitycznego współżycia przez kobietę. Aż dziw, że tak szowinistyczna książka, jak "Skiroławki" przełamuje tyle społecznych tabu.

Widłągowa nie tylko jest symbolem rozpustnego "kurwidołka". Jest rozwiązła w sensie pozytywnym, jak pierwotna Wenus z Willendorfu. Łapczywa, ale też szczodra i wyrozumiała. Dzieli się sobą z ubogimi duchem i ciałem. Według mnie, to postać pozytywna, której działania mają dobroczynny wpływ na pozostałych bohaterów powieści.



3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Ten post oceniam bardzo wysoko. Super się to czyta.

Anonimowy pisze...

A widzisz coś się jednak zmienia. Seksualność osób starszych stała się tematem zainteresowania nawet na konferencjach medycznych. Powód? Viagara i vaigropodobne preparaty - czyli jak zwykle kasa misiu kasa...
Ale książkę chętnie bym przeczytała.
Masz ją czy padła ofiarą maniakalnej fazy minimalizmu?
M.

blog malarki pisze...

Pewnie, że mam. Tak sczytana, że się rozpada...

Prześlij komentarz