Recent Posts

czwartek, 8 maja 2014

Najczęściej portretowana modelka



Jeśli jakaś istota ludzka płci żeńskiej chce mi pozować, to stawiam jeden podstawowy warunek: długie włosy. I odwrotnie, kiedy ja chcę kogoś malować, to można założyć od razu, że pożądana przeze mnie modelka może pochwalić się bujną retro grzywą. Wszystkim współczesnym asymetrycznym, krótkim fryzurom mówię zdecydowane nie. Nie podoba mi się to na obrazach, i chociaż nie przeczę, że niektórym kobietom bardziej do twarzy w krótkich włosach, to nie potrafię dopasować takiego wyglądu do moich wizji. Gdy maluję portret na zlecenie wówczas nie komentuję fryzury osoby portretowanej i chociaż pracuję, rzec by można, w „utrudnionych” warunkach, staram się jak najwierniej i trzymając się swojego stylu, oddać wizerunek osoby, która zleca taką pracę.


Natomiast jeśli maluję dla siebie i ze wzniosłą myślą, że ten konkretny obraz mógłby się stać współczesną Giocondą, Dziewczyną z perłą, ocaleć po wojnie nuklearnej w jakimś zabitym dechami kąciku, wtedy, ha! Wtedy żądam absolutnie, aby moja modelka była obficie na głowie upierzona i najlepiej odznaczała się naturalną i nieoczywistą urodą. Szukam takich dziewczyn wśród koleżanek, matek koleżanek, koleżanek matki (córki koleżanek są jeszcze zbyt młode). Znaleźć modelkę wśród starszych kobiet to sztuka, bo często lubią one krótkie rozczapierzone strzyżenia, które lubię określać „na tuftę”. Nie udało mi się jeszcze znaleźć takiej, która by mi się zgodziła pozować, spełniając jednocześnie kryterium wizualne. Dlatego na moich obrazach najwięcej jest kobiet w moim wieku i młodszych. Do nich łatwiej mi dotrzeć.

Wśród osób, które zgodziły się użyczyć mi swego wizerunku dla celów artystycznych, najczęściej pojawia się długowłosa szatynka – Kasia. Wciela się dla mnie w różne postacie, np. Balladynę, czy leśną muzykantkę, albo pozuje jako ona sama. Jej brązowe włosy maluje mi się bardzo łatwo i swobodnie, w przeciwieństwie do jasnych, którymi sama dysponuję (co powoduje, że autoportret jest ciężkim orzechem do zgryzienia dla niżej podpisanej). Kasia czasem staje się brunetką (ale tylko na moich płótnach), gdy zachodzi potrzeba, by wyglądała groźniej. Jej niereformowalny styl, jej budowa twarzy (którą trudno mi naszkicować na przykład ze względu na słabo zaznaczone kości żuchwy), sposób trzymania głowy mają dla mnie coś niedzisiejszego i ulotnego, choć przecież według dawnych kanonów kobiecego piękna prawdopodobnie nie zostałaby uznana za urodziwą.

Oprócz oczywistej funkcji portretu, czyli przedstawienia wizerunku danej osoby, funkcjonuje on także, według mnie, jako zapis korelacji dwóch osobowości, artysty i portretowanego. I powstały wizerunek nie jest wyłącznie odbiciem osobowości modela, ale w jakiś sposób ujawnia i demaskuje portrecistę. Dlatego często miewam smętną myśl, że na tych portretach Kasi, na których nie odgrywa ona żadnych przypisanych przeze mnie teatralnych ról, ale po prostu jest sobą, wcale nie udało mi się oddać rdzenia jej charakteru. Mam niestety myśl, że maluję swoje wyobrażenie o niej, jakie pasuje mi do jej wyglądu. Że tak naprawdę maluję siebie. I w żaden sposób nie współgrają mi te portrety z tym, jaką Kasię znam z życia codziennego. Że moje portrety są tylko fantazją na jej temat. Może z wyjątkiem wizerunku z telefonem komórkowym, demaskatorem naszych czasów, który ujawnia talenty i upodobania oratorskie modelki. Czyżby to znaczyło, że nie uda mi się skutecznie uciec w mój retro fantastyczny świat przedstawiony, bo najbardziej wartościowe jest to, to co zbliżone do współczesnej rzeczywistości?

Usłyszałam kiedyś w telewizji wypowiedź właścicielki renomowanej galerii sztuki, iż dla niej obraz wart zainwestowania, to taki, po którym widać, że nie mógł powstać 10, 15 ani 50 lat temu. Obraz który nosi wyraźne piętno współczesności. Jeśli potraktuję tę wypowiedź jako wskazówkę marketingową, to chyba nie mam szans na zainteresowanie moją sztuką w owej galerii, bo do tej pory, malując, starałam się o efekt dokładnie odwrotny od zalecanego. Właśnie o to, żeby nie można było określić dokładnych ram czasowych powstania obrazu, a i moi modele mają wyglądać ponadczasowo.

Wracając do portretu Kasi z komórką, informuję że niektórzy widzowie, to mi nawet model telefonu z obrazu zczytywali. Model, który dla mnie jest sprawą drugorzędną, pretekstem do ukazania sytuacji z życia wziętej. Stąd wniosek, że gdyby burza dziejów urwała ten róg obrazu, gdzie figuruje dumnie mój podpis i data namalowania, to i tak, na podstawie rozwoju elektroniki, można by łatwo wydedukować dokładny czas powstania dzieła. 





1 komentarze:

chotomaga pisze...

Może niemodne, ale wspaniałe te portrety Kasi. Poznałam modelkę na obczyźnie kilka lat temu i muszę powiedzieć, że wyjątkowo trafnie ujmuje Pani jej "Kasiowatość" - i w obrazach i w słowach. Proszę trwać uparcie przy swoich upodobaniach. Serdecznie, A.

Prześlij komentarz