Recent Posts

czwartek, 16 kwietnia 2015

Dobrze o bobrze


Sytuacja przedstawia się tak: 150 lat temu kobieta chcąca uchodzić za atrakcyjną, musiała wcisnąć się w pancerz, który ją tłamsił i przesuwał narządy wewnętrzne w nieanatomiczne miejsca w ciele, w zamian dając iluzję talii osy.

50 lat temu kobieta chcąca uchodzić za atrakcyjną i schludną nie mogła wyjść z domu z umytymi i rozpuszczonymi włosami, bo uznana byłaby za niechluja z marginesu społecznego. Musiała mieć fryzurę starannie utrefioną na wałki i utrwaloną lakierem. 

Obecnie zaś, kiedy śmiejemy się z głupot, które kierowały kanonami urody sprzed lat, kobieta chcąca uchodzić za atrakcyjną i schludną, musi mieć genitalia wygolone na zero, bez jednego kłaczka czy pryszcza. Przyzwoita goła baba musi mieć gołą p***.


Taak. To taka moja drobna dygresja na temat rzekomej wolności od terroru estetycznego, jaki krępował naszych nieszczęśliwych przodków...
Jednakowoż chciałam rozwinąć moje rozważania w kierunku bardziej artystycznym niż społecznym. Otóż zdarza się, że potrzebuję golasów do moich kompozycji malarskich, a że nikt mi nie chce pozować nago, więc korzystam ze zdjęć oferowanych przez internet. Wspominałam o tym w poście O kopiowaniu sztuki (w kontekście autorstwa zdjęć, wykorzystywanych przeze mnie do kompozycji malarskich). O nic nie jest tak łatwo w internecie, jak o gołe dupska, toteż sprawa jest pozornie prosta. Można przebierać w golasach jak w ulęgałkach. Proponowane przez usłużną sieć fotografie systematyzuję tak:

1. Pornolce pospolite -  pełne rozkraki i wypięcia, wyuzdane pozy i lubieżne miny. Mężczyźni z przerośniętymi kaktusami. Za to ich twarze są na tyle nieistotne, że mogliby mieć papierowe torby na głowach.

2. Playboyokształtne - wizerunki współczesnych bogiń piękności, wnuczek pin-up girls, ze sztucznymi piersiami, włosami, ustami, królowe photoshopa bez jednego pieprzyka. To ideały urody, do których wszystkie dążymy.

3. Eroromantiki - czyli pół-amatorskie nastrojowe zdjęcia (często czarno-białe) atrakcyjnych młodych kobiet, również eksponujących swoje atrybuty, ale w sposób mniej dosłowny niż w pornolcach i playboyokształtnych. To rodzaj sztuki, jaką para się prawie każdy początkujący fotograf. I za każdym razem myśli, że odkrył Amerykę. Tu cycek, tam cień, tu loki na twarz, tam rąsia na krocze i wszystko gra. Jest erotycznie a bez zgorszenia.

Te wszystkie fotografie mają dwie wspólne cechy. Pierwsza: ludzie przedstawieni na nich są atrakcyjni w sposób mainstreamowy tzn. młodzi, kształtni, o równomiernym i apetycznym kolorycie skóry. Drugi wyróżnik to całkowita wolność od owłosienia poniżej szyi.

Zdania uczonych na temat tak zwanego bobra są podzielone, ale nie sposób oprzeć się wrażeniu, że osób akceptujących owłosienie łonowe jest coraz mniej. Sprawa niby naturalna, a jest traktowana jako rzecz coraz bardziej obrzydliwa i wstydliwa. Obecnie normą jest brak włosów na wzgórku łonowym i prawie nikt nie kwestionuje sensu męczarni jakie trzeba przechodzić, by ten stan osiągnąć i utrzymać. Kiedyś męczono się w gorsecie z żabotem, teraz męczymy się z żyletką, woskiem i laserem. Normalna sprawa. Chciałam jednak zwrócić uwagę na zjawisko powszednienia wszystkiego, co znajduje się w głównym nurcie estetycznym. Odbiciem ogólnie obowiązujących kanonów urody jest konwencja playboyowo-pornograficzna. Zaś wzorce wizualne, które trafiają do popkultury porno, nie tylko banalizują, ale również wulgaryzują pewne rozwiązania estetyczne. Łyse genitalia kojarzą mi się głównie z porno. Daleko im do czegoś, co uważam za prawdziwą sztukę, czy inspirację artystyczną.


Mainstreamowe ideały piękna - Wenus w futrze, a potem już bez futra.
Playmates: źródło 1źródło 2

Gdy poszukuję fotografii nagiej kobiety w internecie, mogę liczyć na przaśność, ordynarność i banał. O aktach mężczyzn w ogóle nie warto wspominać, bo można znaleźć głownie arcysubtelne kompozycje dla gejów, zazwyczaj przedstawiające jeden typ męskiej urody: wysolarowanego mięśniaka. Gdzie zatem szukać normalnych modeli, inspiracji i zróżnicowania, cechującego populację ludzką? Ja chcę malować zwykłe babki z normalnym owłosieniem łonowym. Nie przerośniętym, nie usuniętym, ale zupełnie zwyczajnym i przeciętnym.

Otóż mam swój mały perwersyjny azyl, niewyczerpane źródło damskich aktów tzw. "dla koneserów". Cecha charakterystyczna pań demonstrujących swe wdzięki w tej witrynie internetowej, to naturalne owłosienie na łonie i na innych częściach ciała. Tak, pachy i nogi też. Co prawda hippie modelki są wszystkie jednako młodziutkie, co jest znowu pewnym ujednoliceniem, któremu się z zasady sprzeciwiam. Za to reprezentują rozmaite typy urody i budowy fizycznej. Nie wszystkie są szczupłe, ze sterczącymi cyckami czy szczególnie urodziwe, ale dla mnie różnorodność jest zaletą. Istotne są też zróżnicowane pozy, z uwzględnieniem uchwycenia ciała ruchu. Aranżacje niesmacznie rozdziawione i quasipornograficzne też się zdarzają, ale wybór fotografii jest tak duży, że mogę odsiać ziarno od plew.


I znowu Wenus w futrze... źródło
Bober ryży źródło

Malowanie dziecinnej szparki dorosłej babie wydaje mi się szczytem perwersji, podobnie jeślibym małej dziewczynce dorobiła wielki biust. Schematyczny i archetypiczny rysunek przedstawiający istotę płci żeńskiej ma trójkąt w kroku i już. Ten trójkąt na tyle kojarzy mi się z kobiecością, że jako dziecko sądziłam, że figury geometryczne oznaczające przynależność płciową na publicznych toaletach powinny zostać zamienione. Trójkąt to kobiece łono. Kółko dla mężczyzn to penis w przekroju poprzecznym.



Śpiąca Wenus Giorgione źródło


Skąd w moim poście znalazła się Śpiąca Wenus autorstwa Giorgione? Ano wspominam o niej, gdyż w czasach powstania tego arcydzieła, malarzom pozowały modelki będące najczęściej damami lekkich obyczajów, mającymi zwyczaj opalania sobie futra na narzędziu pracy, niczym kurczaka nad ogniem. Stąd łyse łona i pachy na renesansowych aktach, choć w zasadzie takich nakazów mody wówczas nie było. Efektem ubocznym tej praktyki, stosowanej głównie przez kurtyzany, było utwierdzanie niewinnych młodzianków w przekonaniu, iż kobieta nie posiada tej małpiej przypadłości, jaką jest owłosienie intymne. Nie raz nie dwa zdarzało się, iż cnotliwy młodzieniec wpadał w popłoch ujrzawszy narządy płciowe swej świeżo poślubionej, równie niewinnej oblubienicy, gdyż jako żywo, niczego podobnie dziwacznego do tej pory nie oglądał. Nie chcę tu nikogo straszyć, ale żebyśmy aby nie doprowadzili do sytuacji, że nasze dzieci przyjdą do nas w przyszłości zszokowane i zapłakane, że coś im tam dziwnego w kroku rośnie. Natomiast, jako malarka mogąca wybierać ciało do sportretowania, zdecydowanie wolę, żeby postaci na moich obrazach kręciły sobie loczka na łonie, niż świeciły wybieloną kremem do sromu i odbytu łysiną.

Pierwsza fotografia została zaczerpnięta z teledysku Amandy Palmer "Map of Tasmania"

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

W końcu się doczekałam :)
Świetnie!
Ładny ten rudy bober. W sumie to nie widziałam owłosienia łonowego w tym kolorze :)
Marta

blog malarki pisze...

Muszę wyznać, że ja też na żywo nie. W ogóle, co ja bym o świecie wiedziała, gdyby nie ta stronka :D

Anonimowy pisze...

Heh, zostaje Ci jeszcze Sadistic :D
M.

Prześlij komentarz