Recent Posts

wtorek, 12 sierpnia 2014

Fekalna twarz bunkra

Ten bunkier uśmiecha się milusio do Ciebie...

Bunkry mają wiele twarzy. Jedną z nich są śmieci i fekalia. Im obiekt łatwiej dostępny, tym większy syf.

Powiedzmy, że leżę sobie na plaży w przyjemnym miejscu, a na wydmie za moimi plecami jest bunkier. I nagle czuję palącą potrzebę, by udać się w ustronne miejsce. Przyjmijmy, że w pobliżu nie ma toitoia. I gdzież udaję się przynaglona tą palącą potrzebą? Przecież nie na wydmę, czy do lasu, gdzie ktoś mógłby mnie zobaczyć. Tak, udaję się prosto do bunkra, aby zostawić tam śmierdzącą pamiątkę, która nie wsiąknie w ziemię, która nie rozłoży się przez wiele dni.

Powiedzmy, że siedząc na plaży popijam sobie piwo z puszeczki, albo napój z plastikowej butelki. Przyjmijmy, że nie ma w pobliżu śmietnika. Przecież nie będę łazić z worem pełnym śmieci. Nie będę nosić tego ze sobą. Sru, do bunkra, ukryje się przed wzrokiem ludzkim.

Otóż nie ukryje się. Jest wiele osób gustujących w zwiedzaniu tego typu obiektów. I to nie tylko surwiwalowych maniaków z nożem w zębach, którzy są gotowi czołgać się tunelem dwudziestometrowej długości, by dojść do obesranego silosu metr na metr. Są to też ludzie z dziećmi. Nastolatki. I geokeszerzy.

Mniej milusi widok z wnętrza paszczy

O pomorskich terenach powojskowych wspominałam już w poście o bazie w Jarosławcu. Niektóre miejsca zrobiły na mnie naprawdę duże wrażenie. Niestety, w tych łatwiej dostępnych panuje syf nieziemski. Szczytem dla mnie był bunkier przy plaży pomiędzy Łazami a Mielnem, bardzo przestronny i łatwy do obejścia (z latarkami). Zaalarmowana smrodem nie doszłam nawet do trzeciego pomieszczenia (moi współkeszerzy byli twardsi). Tak, dobrze zgadliście, co tam leżało. Właśnie TO (łącznie z papierem, co dowodzi bytności człowieka, a nie zwierzęcia). I co? Jajco. Gdy odjeżdżaliśmy spod bunkra, do środka ładowały się już nowe osoby, facet z synem, wyposażeni w latarki. Mam tylko nadzieję, że zaświecili sobie pod nogi.

Typowa granica śmieci na granicy światła dziennego

Jedyne miejsca utrzymane w czystości to te, do których dojście/dojazd wymagają więcej wysiłku. Np. wspomniana baza w Jarosławcu. Tam trzeba podjechać kilka kilometrów rowerem wzdłuż szosy, ewentualnie dojść przez pola lub pojawić się oficjalnie autem. W dodatku straszy tabliczka o zakazie wstępu. I tam fekaliów (świeżych) ani śmieci (nowych) nie było. Za to widzieliśmy przemykające istoty kopytne, co chyba świadczy o braku zanieczyszczeń.

Urok bunkrów stanowi to, że nie są oficjalnie udostępnione do zwiedzania, że to taka porzucona ziemia niczyja i lekki posmak czegoś nielegalnego. Dlatego nie uważam, że powinny być oficjalnie sprzątane np. przez miasto czy gminę (bo wtedy mogłyby zostać opłotowane, zamknięte, opatrzone opłatą za wstęp). Nie o to mi chodzi. Chciałabym, żeby włażący tam ludzie, przestali wreszcie śmiecić. Wysprzątanie zalegającego syfu to teraz olbrzymi wysiłek, któremu nie podoła kilku geokeszerów. Apeluję: nie dokładajmy więcej moczu, kału i plastiku.

Sama chciałam...

0 komentarze:

Prześlij komentarz