Gdy artysta maluje obrazy o tematyce
szpetnej, przerażającej i odstręczającej, zazwyczaj budzi silne
emocje i zainteresowanie widzów. Racjonalnym wnioskiem płynącym z
analizy takiej twórczości jest to, że w głowie twórcy muszą
siedzieć naprawdę okropne koszmary, skoro przelewa je na płótno.
Niekoniecznie oznacza to, że jest zwyrodnialcem. Bardziej, że
uzewnętrznia mroczną stronę swojej natury, która w żaden sposób
nie ujawnia się w codziennym życiu.
Kiedy takie obrazy tworzy kobieta, całość zyskuje dodatkowy posmak niedowierzania i grozy, gdyż stereotypowo kobiety nie zajmują się twórczością opiewającą zło tego świata. Wydaje się, że skoro w dzieciństwie malowały kwiatki i księżniczki, to w dorosłym życiu będą powielać ten schemat.
Istotnie, częstym przedmiotem zainteresowania
kobiet-artystek są typowo „babskie” motywy, na przykład
macierzyństwo, seks czy feminizm. Ale bynajmniej nie bywają to
tematy pogodne, sam feminizm z założenia nie jest przyjemny, nie
mówiąc już o tym, że dwie pozostałe kwestie również nie zawsze są łączką usianą stokrotkami.