Opuchnięte i skurczone twarzyczki niemowląt to zaczyn, z którego dopiero wyklują się normalne rysy twarzy. Nie przeczę, że istnieją artyści, którzy potrafią oddać na płótnie uroki osobników od niedawna przebywających na tym świecie, niestety jednak, ja mam z tym trudności. Malowanie noworodków i niemowląt to dla mnie jedno z trudniejszych wyzwań portretowych (nie licząc odtwarzania postaci ze zdjęcia legitymacyjnego...). Nie dość, że wszystkie bobasy wyglądają dla mnie prawie tak samo, to próba detalicznego oddania ich zmarszczek, fałdek i opuchlizn łatwo może skończyć się tak:
Recent Posts
czwartek, 29 grudnia 2016
Portret niemowlęcy
Autor:
blog malarki
Opuchnięte i skurczone twarzyczki niemowląt to zaczyn, z którego dopiero wyklują się normalne rysy twarzy. Nie przeczę, że istnieją artyści, którzy potrafią oddać na płótnie uroki osobników od niedawna przebywających na tym świecie, niestety jednak, ja mam z tym trudności. Malowanie noworodków i niemowląt to dla mnie jedno z trudniejszych wyzwań portretowych (nie licząc odtwarzania postaci ze zdjęcia legitymacyjnego...). Nie dość, że wszystkie bobasy wyglądają dla mnie prawie tak samo, to próba detalicznego oddania ich zmarszczek, fałdek i opuchlizn łatwo może skończyć się tak:
środa, 24 sierpnia 2016
Wędrówka na kraniec świata czyli wizyta u źródeł Sanu (keszowanie z niemowlakiem cz. III)
Autor:
blog malarki
Jak już wspominałam, przy okazji opisu keszowania w Krakowie, pochodzę z Wielkopolski, krainy poczciwej i płaskiej. Krainy naznaczonej historycznie wpływami pozytywizmu, które oczywiście utrzymały ten rejon w stanie względnego dobrobytu, jednak nie nadały mu rysu dramatyzmu. Ciężkie dzieje południowo-wschodniego skrawka Polski oraz wielokulturowe zabytki mają walor tajemnicy, z którą przychodzi się zetknąć nam, ludziom, którzy (jeszcze) nie zaznali wojny, prawdziwej biedy i przestawiania niczym pionki na szachownicy.
poniedziałek, 22 sierpnia 2016
Wokół Wetliny (keszowanie z niemowlakiem cz. II)
Autor:
blog malarki
Po
pierwszym niepowodzeniu w Górach Świętokrzyskich naszedł czas na
sukcesy. Niemowlak dał się urobić do chodzenia (noszenia) po
górach. Pokonaliśmy wspólnie dwie trasy wokół Wetliny oraz jedną do opuszczonej wsi Caryńskie.
piątek, 12 sierpnia 2016
Łysica, czyli o tym jak wyrwę sobie wszystkie włosy z głowy (keszowanie z niemowlakiem cz. I)
Autor:
blog malarki
Geocaching
w towarzystwie niemowlaka jest, co tu dużo mówić, koszmarem.
Pisałam kiedyś o keszowaniu z dziećmi,
ale dziecko starsze, rozumne, i komunikujące się z pomocą mowy
ludzkiej (a zwłaszcza dziecko cudze), to zupełnie inna sprawa, niż
prosty i bezpretensjonalny niemowlak, mający w nosie skrzynki oraz
moją chęć zwiedzania. Zasadnicza różnica jest taka, że bobaska
nie da rady przekonać, że geocaching to jednak fajna przygoda.
niedziela, 24 lipca 2016
Czuję się niedoceniona
Autor:
blog malarki
Źródło |
piątek, 8 lipca 2016
Keszowanie w miejscach turystycznych
Autor:
blog malarki
Dla mnie, jako producentki klocusiów, ważna jest reakcja ze strony odbiorców, czyli innych geokeszerów, na płaszczyźnie wymiany fantów. Wydaje się zatem, że skrzynka usytuowana w miejscu obficie uczęszczanym może rozpalić mię do białości. TAKA szansa, że obrazek będzie wyciągnięty w ciągu zaledwie kilku dni... Może i tak się stanie, ale ja się o tym nie dowiem. Niestety, doświadczenie wykazało, że raczej nie należy spodziewać się odzewu.
wtorek, 14 czerwca 2016
70-60-50?
Autor:
blog malarki
Trzysta lat temu mogłabym sobie mieć sporą nadwagę, a miałabym szanse uchodzić za atrakcyjną. Za to prawdopodobnie pojawiłyby się pewne trudności, jeśli chodzi o zdobycie wykształcenia artystycznego. Teraz jest odwrotnie - druga płeć jest mniej ograniczana w dostępie do ciekawych aktywności życiowych, natomiast wszelki nadmiar kilogramów właściwie wyklucza z grona osób naprawdę uznanych za urodziwe. Dlatego właśnie, jako ofiara naszych czasów, odchudzam się praktycznie "od małego". A kiedyś nawet pojawiła się perwersyjna myśl, by pożenić ten proces ze sztuką...
piątek, 20 maja 2016
Pogwarka o zamalowywaniu własnych prac
Autor:
blog malarki
Z każdym wyprodukowanym przeze mnie obrazem łączy mnie niematerialna więź, której intensywność zależy od tematyki oraz okoliczności powstania pracy (na przykład czy bardzo się namęczyłam w trakcie malowania). Czas i energia włożone w proces twórczy przybliżają uwieczniany obiekt memu sercu. Ale przede wszystkim wiążę się niewidzialnym powrózkiem z samym obrazem. Przedmiot stworzony własnymi rękami jest "uświęcony". Mniej korzystny efekt tego mechanizmu w mojej głowie to "uświęcenie" również dzieł wątpliwej jakości... Nie zawsze jestem w stanie przyznać się sama przed sobą, że produktem końcowym moich mozolnych zabiegów jest artystyczny bubel. Że praca wykonana równa się zero.