|
Tajemnicze piktogramy |
Zazwyczaj wyprawy do Krakowa wyglądają
podobnie. Na wycieczce szkolnej zwiedzamy Wawel (to okazja do
powtórki z historii Polski), wizyta w Bronowicach Małych to perspektywa powałkowania tematu „Wesela” Wyspiańskiego, zaś
Kościół Mariacki równa się odsłuchanie hejnału i historii o
gościu, który dostał strzałę w trakcie muzykowania. Na bardziej
wyrafinowanych turystów czeka Muzeum Czartoryskich i dama z
łasiczką, Centrum Kultury Japońskiej Manggha oraz Muzeum Narodowe.
Oprócz tego w standardowej ofercie jest wejście na Kopiec Kościuszki,
zwiedzanie żydowskiej dzielnicy Kazimierz (dla poznaniaków akurat ciekawe, bo u nas z
zabytków pożydowskich jeno nędzne resztki ostały) oraz spacer
Plantami. No i dla „hardkorów” Nowa Huta. A cóż ja proponuję
dla zblazowanych turystów?
Na wstępie chcę podkreślić, że nie
uważam wyżej wymienionych punktów za kiepskie obiekty do
zwiedzania. Wszystkie są super ale czasem tak bywa, że jest się w
jakimś miejscu po raz setny, cały repertuar obowiązkowy jest już
zaliczony i człowiek zaczyna szukać większych podniet. Otóż ja
znalazłam taką, dzięki geocachingowi.
Dziwaczna, opustoszała dolina w środku miasta idealnie nadaje się na całodzienną izolację od miejskiego
zgiełku. O bliskości miasta przypominają
jedynie śmieci, "zgrafittowane" ruiny i porzucone na dnie kanionu murszejące konstrukcje,
stanowiące dekoracje do filmu Lista Schindlera. O tym skąd wziął się wąwóz i co tam się mieściło, możecie przeczytać obfite relacje na innych stronach www, toteż nie będę na ten temat przynudzała.
|
Widok na Kopiec Krakusa od strony wąwozu |
Do wycieczki należy się przygotować, tak jak do
chodzenia po niskich górach (odpowiednie buty, woda, pasza).
Wędrówkę można rozpocząć od
zwiedzania Kopca Krakusa. Jeśli zamierzamy keszować, to
informuję, że skrzyneczka na wzgórzu jest lekka, łatwa i bardzo
przyjemna, do tego dwusystemowa (należy zarówno do sieci
opencaching.pl, jak i geocaching.com). Jeśli pogoda dopisze, można
odpocząć na łąkach otaczających kopiec i podziwiać panoramę
Krakowa.
|
Radosne podskoki ze srajfonem, umożliwiającym szukanie po kordach |
|
Podłoże w pobliżu kesza |
|
Rozbrojenie skarbca |
|
Nowa zawartość |
Potem proponuję zejście do doliny
ścieżką obok cmentarza. Po drodze mijamy multikesz „Na krawędzi”, którego nie udało nam się znaleźć, ale za to
jego nazwa dokładnie oddawała atmosferę miejsca. Do krawędzi strach
podchodzić.
|
Widok znad krawędzi na kanion i dekoracje filmowe |
Na dnie doliny mieszczą się dwie skrzynki:
kamieniołom Liban i Lista Schindlera. Myślę, że większość osób zainteresuje ta druga opcja, bo zwiedzenie dekoracji
filmowych to nie lada gratka. Konstrukcje są
przerdzewiałe i chyba mocno uszczuplone przez złomiarzy. Oprócz
tego w pobliżu znajduje się droga wybrukowana sztucznymi macewami, wykonanymi specjalnie na potrzeby filmu.
|
Bliżej... |
|
...i bliżej... |
Sfingowane nagrobki żydowskie przypomniały mi poznańską
aferę sprzed około dziesięciu lat, kiedy między kostkami brukowymi na
ulicy Czartoria „odnaleziono” fragmenty prawdziwych macew (piszę w cudzysłowiu, gdyż musiały
tam leżeć kilkadziesiąt lat i nikt na nie nie zwracał uwagi). Po nagłośnieniu sprawy przez prasę,
macewy zostały wydobyte (i zabezpieczone) i zastąpione zwykłą kostką brukową.
|
Droga macew |
Część dna doliny jest zalana płytką
wodą, toteż do swobodnej eksploracji przydadzą się buty
górskie lub kalosze (których nie posiadałam w momencie
zwiedzania)
Ponadto zalecam wycieczkę
grupową (tzn. co najmniej 2 osoby). Po pierwsze, zawsze zostanie
ktoś, kto wezwie pomoc w razie naszego upadku z żelaznych
konstrukcji lub skarpy. Po drugie, nie da się ukryć, że okolica
jest odludna i mogą się tam kręcić różni ludzie. Jeśli ktoś
lubi przedzieranie się przez zarośla z dreszczykiem emocji,
parawojenne krycie się i maskowanie, to proszę bardzo. Ale jeśli
chcemy wchodzić tam otwarcie, to chyba lepiej, aby w kupie była
siła. Odniosłam wrażenie, że mijające się w oddali grupki
odmierzają swoje siły na liczebność.
Oprócz tego, w pobliżu znajdują się dwie inne skrzynki, widoczne na mapie: Dharma i Spalony dom. Do tych jednak nawet nie podchodziłam, bo pomijając nieodpowiednie obuwie, zabrakło nam wody i musialiśmy wracać w środku wyprawy. Kesz przy dekoracjach również nie został znaleziony, za to odkryłam skrzynkę z systemu geocaching.com (niestety zbyt małą, by schować obrazek).
0 komentarze:
Prześlij komentarz