Recent Posts

piątek, 23 stycznia 2015

Kobiety Nienackiego 4 - Gertruda Makuch


Do tej pory nie wspominałam o Gertrudzie Makuch ze Skiroławek. Prawdopodobnie pominęłam ją z tego powodu, iż nie jest młoda, atrakcyjna ani seksowna. W opisach tej postaci nie znajdziemy nic o stromych cyckach, ani zgrabnym tyłeczku (zadzie?). Nie bardzo ma czym przyciągnąć uwagę czytelnika. Jednak, tak jak Basieńka Lubińska, jest to postać o dwoistej naturze. W miarę zagłębiania się w lekturę Raz w roku w Skiroławkach Gertruda Makuch zaczyna trochę przerażać.

Fabuła powieści skonstruowana jest w ten sposób, że początkowo bohaterka wydaje się zupełnie przeciętną, poczciwą wiejską babiną, która jedyny sens życia widzi w praktykach religijnych i pracach gospodarskich. Kuchta i sprzątaczka doktora Jana Krystiana Niegłowicza. Quasi-mamusia troszcząca się o to, by jej podstarzały synuś był oporządzony z każdej strony i miał podetkaną pod nos zupę pomidorową (dobrą). 
Dowiadujemy się, że miała ciężką młodość, gdyż w czasie wojny została zgwałcona przez żołnierzy przechodzących przez Skiroławki. Pomocy i schronienia udzielił jej wówczas ojciec Jana Krystiana Niegłowicza, za co Gertruda odpłaciła wierną wieloletnią pracą/służbą(?) oraz przywiązaniem do rodziny N.

Trudne przeżycia jej nie złamały. Gwałty, utrata dóbr materialnych, rodziny, języka (Gertruda prawdopodobnie jest Mazurką, ocalałą po prześladowaniach i przesiedleniach), ani powojenna depresja i bezwład męża nie naruszyły jej konstrukcji psychicznej prostej kobiety ze wsi. Sama sobie organizuje resztę życia, z zapobiegliwością i sprytem. Oprócz pracy dla rodziny Niegłowiczów w charakterze gospodyni, świadczy również mniej typowe usługi. Mianowicie przez lata użycza swego ciała, najpierw seniorowi rodu (aż do jego śmierci), a potem juniorowi, czyli doktorowi Niegłowiczowi. Dodajmy, że w chwili rozpoczęcia tego "związku" Jan Krystian ma zaledwie piętnaście lat. Gertruda uważa, że bycie pogotowiem seksualnym to jej naturalny obowiązek, podobnie, jak przygotowanie posiłku dla osieroconych mężczyzn. Bynajmniej się przed tym nie wzbrania, a nawet ma poczucie swoistej satysfakcji, podobnej do zadowolenia, jakie odczuwa na widok Jana Krystiana pałaszującego z apetytem jej karpia w galarecie.

W trakcie trwania akcji powieści, sześdziesięcioletnia Gertruda Makuch nie jest już kochanką czterdziestopięcioletniego Jana Krystiana Niegłowicza. Jest już zbyt nieatrakcyjna, jak na męskie gusta, ale absolutnie nie ma żalu do doktora o odstawienie jej na boczny tor. Zamiast w seksie, realizuje się w działaniach kulinarnych, gospodarskich i rajfurskich. Narrator po wielokroć podkreśla, że najłatwiej można dostać się do łóżka doktora poprzez rozmowę z Gertrudą (oprócz tego, oczywiście trzeba być atrakcyjną, kształtną i młodą kobietą). Nasza bohaterka wymaga od swojego pracodawcy pikantnych opowieści o obecnych kochankach. Podsycają one jej nierealizowalne już fantazje seksualne. Jest najbardziej zaufaną przyjaciółką i opiekunką doktora. Nie gada zbyt wiele i odgaduje jego życzenia. Czyli kobieta idealna, wedle gustów autora-narratora.

Stopniowo Nienacki wyjawia nam największe niespełnione pragnienie Gertrudy Makuch: nie seks, ale dziecko. Wie, że już niczego sobie nie urodzi, zatem snuje powolną intrygę, mającą na celu zdobycie wymarzonego bobasa. Jej knowania są tak subtelne i ubrane w skromny płaszczyk troskliwości, że czytelnik do końca nie orientuje się co jest motywem działania tej kobiety, altruizm czy egoizm. Nie można posądzać Gertrudy o złą wolę. Oficjalnie dąży do tego, by doktorowi Niegłowiczowi było jak najlepiej. A przy okazji, żeby i jej się powodziło. Jako czytelniczka, uważam zresztą, że to się bohaterce bezwzględnie należy, w zamian za te wszystkie poświęcenia wobec doktora. 
Co ciekawe, uważa się za znacznie mądrzejszą od swego ex-kochanka. I rzeczywiście w pewnym sensie jest mądrzejsza, jakąś przyziemną, prymitywną mądrością, pochodzącą z wiedzy o prawach przyrody. Doktor i jego przyjaciele (pisarz, malarz, leśniczy, ksiądz), jak to ludzie wykształceni, lubią komplikować sprawy. Gertruda od razu widzi sedno i powstrzymuje się od wypowiedzi, tylko dlatego, że w milczeniu widzi jakiś cel.

Jej monolog do wiecznie milczącego męża jest klamrą zamykającą powieść. Kończy też cykl pór roku w Skiroławkach. Refleksje na temat rodzenia dzieci, wartości ludzi starych, bądź możliwości osiągania celów, brzmią dziwnie obco, choć jednocześnie znajomo. Gertruda trzyma na rękach swoje wymarzone, wywalczone z mozołem dziecko, uśmiecha się do siebie i upewnia w przekonaniu, że wszystko jest tak jak być powinno. Tak jak to sobie zaplanowała. Jest jak Matka Natura. Trochę bezwzględna, trochę nielogiczna, ale dająca odrobinę nadziei. Trochę patologiczna, jak społeczność Skiroławek...


0 komentarze:

Prześlij komentarz