Recent Posts

czwartek, 5 lutego 2015

Imidż prawdziwej artystki


Zazwyczaj mamy ustalone wyobrażenie o tym, jak wyglądają przedstawiciele różnych profesji. Ja też myślę schematycznie i nie spodziewam się, że barmanka obsłuży mnie w garsonce, doradca finansowy będzie nosić szponiaste tipsy i siatkowe rajstopy, a babka w eleganckim kaszmirowym płaszczu ukradnie w markecie zestaw ciepłej bielizny dla panów w rozmiarze xxl. Na widok gościa z długimi włosami nie podejrzewam, że jest on komornikiem sądowym i zaraz zlicytuje mi Padakę z powodu niezapłaconych mandatów sprzed dziesięciu lat... No nieważne, dzisiejszy wpis chciałam poświęcić rozważaniom o wyglądzie prawdziwej artystki. Bo outfit "ludzi, którzy odczuwają świat głębiej" (cytuję tu klasyków z Pudelka) promuje i sprzedaje twórczość swojego nosiciela.

Po pierwsze, artysta w odzieży biurowej, to nie artysta. Taka stylówka to natychmiastowa dyskwalifikacja. Jeżeli mamy ambicję, by wyglądać na człowieka sztuki, to przede wszystkim należy odrzucić garderobę klasyczną. Żadnych złotych wisiorków, perełek, brylancików, krzyżyków i medalików wyłożonych na golf. Żadnych garsonek, sukienek kopertowych, białych bluzek, klasycznych sweterusiów, czy dżinsików w zestawie z wygodną bluzą. Druga bowiem rzecz, która odpada przy imidżu artystycznym, to odzież sportowa. Adidasy i dresy won! To wszystko banał i wygodnictwo, świadczące o zupełnym przeciętniactwie.

Mam dwie propozycje prostych outfitów, budujących artystyczny styl. Zwróćcie uwagę na to, że ten drugi, w pewnych okolicznościach występuje nadzwyczaj często.

Wersja wewnętrzna pracowniana - biel przełamana plamami brudu

Wzrok dziki, suknia plugawa, włosy rozczochrane. To świadczy o znojnej pracy, trudzie i całkowitym poświęceniu się działalności twórczej. Tak można przyjmować gości w swojej pracowni. Moja propozycja to długi kitel (może wlec się po ziemi w rozszarpanych strzępach), trochę upaćkany, żeby było widać, że jest używany do wzniosłych czynów. Mile widziane są wszelkie plamy po herbacie i kawie (ale nie daj Boże po pizzy czy pierogach - to zbyt przaśne). Jako profesjonalne akcesoria oczywiście paleta i pędzle w dłoni, może być też lekko nadłamany i zmiętoszony papieros w kąciku ust. Obuwie powinno być wygodne lecz ekstrawaganckie, najlepiej stare znoszone trepy, udekorowane farbą olejną w psychodeliczne wzory (gdy pogrążona byłam w zadumie nad nowym dziełem, machinalnie wykonałam te przewspaniałe dekoracje).



Wersja zewnętrzna - czerń rekinów byznesu

Do kontaktów biznesowych i na wernisaże wygląd powinien być trochę bardziej schludny i powinien maskować pochodzenie społeczne. Najlepiej ubrać się tak, aby nikt nie potrafił ocenić ile kosztowała rzecz zdobiąca nasz grzbiet. Może pięć tysięcy złotych koron novigradzkich, ale może była wygrzebana z kubła na śmieci, w którym skonał menel. Proponuję oczywiście czerń. To umundurowanie sugeruje tak bogatą osobowość twórczą, że nie trzeba jej okraszać żadnymi niepotrzebnymi kolorami, kromie może kilku dizajnerskich biżutów. Zasadniczo artysta ma kolory w sobie. Za to mile widziana jest zróżnicowana faktura i rozszalałe, deformujące sylwetkę kształty odzieży. Biżuteria tylko od młodego polskiego projektanta (no dobra, może być ewentualnie z india shopu). Ponadto, usta artystki mógłby znaczyć jakiś jadowity kolor. Z dizajnerskiej, minimalistycznej torby powinien wystawać pęczek marchwi, pędzle (czyste, żeby nie pobrudzić outfitu) i jakieś niebanalny, nie pasujący do sytuacji gadżet, na przykład  sadomaso pejczyk, rybacka lina (ta która nie tonie) lub kodeks Prawa Pracy pisany brajlem.


Jak widać, nietrudno uchodzić za artystę. Ale trzeba tych reguł odzieżowych przestrzegać, jeśli chce się być branym na poważnie przez potencjalnych zleceniodawców. Nie ma nic bardziej zniechęcającego, niż mało oryginalny twórca. Takiemu zleceń się nie daje.

0 komentarze:

Prześlij komentarz