Byłam zmuszona dokonać barbarzyńskiego aktu przemocy na moich gotowych, oprawionych obrazkach. Zdemolowałam coś, czego obiecałam nie ruszać. Wszystko w imię wyższych racji: szykuje się nowa wyprawa, a ja, przez swą opieszałość, pozostałam bez materiału geokeszerskiego. Na szczęście jestem gotowa na poświęcenie...
Ostatnie dwa miesiące zeszły mi na nieco innej pracy, niż malarstwo, toteż chwilowo zarzuciłam produkcję klocusiów. Poczułam zniechęcenie, bo przepadł jeden z moich fajniejszych obrazków, namalowany na brzozowym pieńku. Jesienno-zimowa aura również nie sprzyjała wychodzeniu w plener. Kumulacja tych trzech czynników zaowocowała całkowitym brakiem nowych klocusiów.
Tymczasem pojawił się pomysł spędzenia kilku dni w Krakowie, czyli możliwość gościnnych występów geokeszerskich na południu Polski. To mnie ożywiło i wróciła mi chęć do działania.
Dokonałam szybkiej diagnozy mojej sytuacji: klocusiów brak, parę gołych bab jeszcze może zdążę wyprodukować, ale nic ponadto, bo twarze ostatnio trudniej mi się maluje. Trzeba zdekonstruować oprawione klocusie.
W trakcie rozwałki |
Puste zdewastowane ramy. Bez obaw, będą wykorzystane. |
Czy nie było mi żal? Pewnie, że tak, ale powtarzałam sobie:
1. Nie zabiorę klocusiów do grobu.
2. I tak ich nie mam gdzie powiesić.
3. Czy ja przypadkiem nie wyznaję idei minimalizmu...?
4. W jakim celu klocusie właściwie były malowane, hę?
No to teraz mam materiał. Jutro ruszam w trasę.
2 komentarze:
Poczułam twoje natchnienie i chęć do tworzenia nowych kreacji :)
"Wszystko w imię wyższych racji!"
Bardzo inspirujący post!
Pozdrawiam,
Hanna Yahorava
Jakbym widział siebie nad zdjęciami, które przestałem uważać za dobre... :)
Pozdrawiam!
Prześlij komentarz