Mam
słabość do kiczowatej, przerysowanej subkultury goth. Za młodu
uwielbiałam odziewać się jedynie w czerń, szczytem stylu były
powłóczyste suknie, krwiste dodatki, gorsety i demoniczny makijaż.
Upływ lat zweryfikował te upodobania. Wygoda zwyciężyła,
pancerze poszły w kąt i nic już chyba (nawet udział w Castle
Party) nie zmobilizowałoby mnie do wbicia się w te niewygodne
ciuchy.
Rdzeniem
mrocznych zainteresowań, oprócz ubioru, jest oczywiście muzyka.
Natomiast produkt uboczny, plączący się gdzieś po krawędzi
orbity, to sztuka goth.
Sztuka
goth, w moim mniemaniu, charakteryzuje się przesadą i kampowością.
Ociera się o kicz, bo poruszając ciągle te same tematy (krew,
cierpienie, seks, przemoc, wampiry i upiory, ciemność) pokazuje
jednocześnie bardzo „wylizane” i wyidealizowane formy. Brud i
brzydota są zawsze bardzo sexy, ciała idealne (ewentualnie, dla
kontrastu, dodana jakaś pokraka w stylu Kalibana), krew
i róże wściekle czerwone. Chmury układają się w foremne
bałwany, zza których prześwituje trupie światło księżyca. Taka
przesada powoduje, że odbiorca po pewnym czasie zaczyna rzygać,
może nie tęczą, ale na pewno ciemnością.
Szperałam
w internecie w poszukiwaniu ciekawych dzieł sztuki z tego nurtu.
Niestety, okazało się, że nie licząc mistrzów, takich jak H.R. Giger czy Zdzisław Beksiński, współczesna sztuka goth nie
istnieje. Przynajmniej dla mnie. Nie znajduję niczego, co by
utrzymywało sensowny poziom warsztatowy i tematyczny. Razi mnie brak
subtelności, wycofania, ledwo widocznej mrocznej nuty,
pobrzmiewającej w pozornie spokojnym krajobrazie. Prawie zawsze
dostaję obuchem w głowę, a wolałabym obejrzeć coś mniej
dosłownego. Obraz, który by zwiódł mnie swoją pozorną pogodą,
zaś po bliższej analizie, ujawnił swe wstrząsające wnętrze.
Z
kolei w „wyższych” sferach artystycznych, według moich
obserwacji, sztuka inspirowana subkulturą goth uważana jest za coś
pośledniego, wstydliwego, z czego się wyrasta. Trudno mi sobie
wyobrazić reakcję moich profesorów na Akademii Sztuk Pięknych, gdybym im oznajmiła,
że chcę malować obrazy w stylu goth i poprosiła o korektę. Mam
powody, by wątpić w ich entuzjazm.
Moje
skryte upodobania przemycałam zatem bardzo subtelnie, na przykład
we władczym autoportrecie w wyjściowej sukni. Nie myślcie, że
taka jestem, jak na tym obrazie. Informuję: ja bym bardzo chciała
taka być. Szatę uszyła dla mnie krawcowa, na miarę, specjalnie na
wielkie gotyckie wyjścia. Niestety nigdy nie została użyta
zgodnie z przeznaczeniem, ze względu na niewygodę i
nieprzepuszczalność materiału. Jedyne momenty, gdy ją zakładałam,
to wynosząc kompost do ogródka, z czego bezlitośnie szydził mój
brat (ja chciałam się tylko oswoić z nową suknią...). Na szczęście,
mam w garderobie dział „teatralny”, służący do ubierania
modeli pozujących do moich zmyślonych kompozycji. W nim uchowała
się ta nieudana inwestycja, a jeśli autoportret
kiedyś się sprzeda, to będę mogła z satysfakcją stwierdzić, że
mi się jednak zwróciła.
2 komentarze:
Sztuka goth istnieje, tylko w większości przeniosła się do digitala. Poszukaj wśród dobrych concept artystów - na pewno znajdziesz mnóstwo prac inspirowanych tym stylem, wiele na bardzo wysokim poziomie.
Może dobre linki, to jest właśnie coś, czego mi potrzeba... Inna sprawa jest taka, że lubię tradycyjne techniki (malarstwo, rysunek), a większość prac na które natrafiam to grafika komputerowa.
Prześlij komentarz