Gdy artysta potrafi opowiadać o sobie
szczerze i bez wstydu, moje odczucia balansują najczęściej na
granicy zbulwersowania i zachwytu. Zwłaszcza, jeśli jest to opowieść o zabarwieniu erotycznym. Powstaje u mnie
połączenie myśli „jak to, to ona/on się nie wstydzi?” z „to
jest świetne, też bym tak chciała”.
Dla mnie, ekspozycja każdego, nawet
najbardziej powściągliwego obrazu, jest już ekshibicjonizmem, który
trochę odchorowuję. Ciągle obawiam się, że gdyby ktoś pofatygował się
przeanalizować moją twórczość, odkryłby jakąś straszną i
żenującą prawdę o mnie, której nawet ja sama nie znam.
Poniżej przedstawiam subiektywny wybór prac, które
bardzo mi się podobają, ale znajdują się poza moją granicą
autoekshibicjonizmu i na razie nie potrafię jej przekroczyć.
Agata Bogacka
Źródło:
|
Tryptyk “Dominik”, “Krzyś” i “Michał” pokazuje trzech mężczyzn, z którymi artystka
pozostawała w związkach. Panowie są nadzy, tuż po stosunku,
zajęci sobą i nie interesują się leżącą w tle kobietą, od
której dostali już to, czego chcieli. Towarzyszący tryptykowi
autoportret przedstawia artystkę leżącą na plecach, bez majtek, a
obok niej telefon komórkowy. W tej samej pozie, która przewija się
fragmentarycznie na portretach jej partnerów. Odbieram te prace jako
obraz specyficznej samotności, jaka dopada człowieka, nawet jeśli
pozostaje z kimś w związku. Pomijając to, że nie potrafiłabym tak
otwarcie opowiadać o swoim życiu seksualnym, to nie chciałabym
również, by ktoś sportretował mnie w zbiorczym zestawieniu
partnerów. W dodatku partnerów kiepskich. Miało być jak w wierszu
Kazimierza Przerwy-Tetmajera „Lubię kiedy kobieta...”. Lecz
niestety, choć może męska myśl skrzydlata sobie po seksie wylata
„w niebiańskie przestrzenie nieziemskiego świata”, to wątpię,
by artystka leżała wyczerpana i nieprzytomna z zadowolenia. Z tej
pracy bije przeraźliwy smutek i jasno widać że ci faceci nie dali
Agacie spełnienia.
Źródło:
|
Egon Schiele
Źródło: commons.wikimedia.org |
Dla mnie, całkowicie niepojęte jest
to, że Schiele nie wstydził się eksponować swojego autoportretu w
trakcie masturbacji. Wrzucam tu jedynie fragment tej pracy, bo nie chcę,
żeby blog zyskał kategorię 18+, ale każdy z łatwością wyszuka
całość obrazu w internecie. Rozumiem malowanie nagich,
rozkraczonych modelek, ale żeby siebie? To przekracza granice mojego
pojmowania, co dobitnie świadczy że o tym, że mam ciasny,
poznański światopogląd (ciasny jeżeli chodzi o granice sztuki
oczywiście).
Mam świetną propozycję (również dla siebie):
niech każdy poznański mieszczuch zamówi sobie taki portret i
koniecznie zawiesi dzieło w salonie w centralnym punkcie domu. Może
to rozwieje trochę duszne opary wiszące nad tym miastem?Odd Nerdrum
Źródło: www.nerdruminstitute.com |
Kolejnym artystą, który bez żenady
eksponuje swoje wdzięki jest norweski malarz Odd Nerdum. Autoportret
w złotym płaszczu, którego w całości również nie mogę tu
wstawić, przedstawia pana w sile wieku i sile masy, unoszącego
ubranie powyżej pępka i demonstrującego sporych rozmiarów
przyrodzenie we wzwodzie. Rozumiem, że chodzi tu o wzwód twórczy?
Wielkiego kreatora? Podniecenie towarzyszące tworzeniu? Nerdrum jest
dla mnie źródłem inspiracji, uwielbiam jego portrety i wzoruję
się na nim bezskutecznie (chyba jedyne co mi się udaje odwzorować
to ponury nastrój prac) ale chyba na razie bym nie potrafiła
namalować siebie w tak twórczej sytuacji. Może kiedyś, gdy
ostatecznie wyzbędę się wstydu i skrupułów, stworzę autoportret
przedstawiający na przykład siebie, rodzącą dzieło (żeby sprawę
ułatwić, może zacznę od klocusia?).
Vlastimil Kula
Źródło: ibidem.blox.pl |
Dziesięć lat temu poszłam
przypadkowo na wystawę fotografii do Starego Browaru. Na wernisażu,
przed tłumem wystąpił sympatyczny, skromny pan, powiedział trochę
o sobie, przedstawił modelki (również sympatyczne i skromne panie)
i zaprosił do oglądania prac. Rozejrzałam się pobieżnie i
zdębiałam. Babki na fotografiach pokazywały wszystko co im matka
natura dała i to w dość wyuzdanych pozach. Zrobiło mi się trochę
głupio, że podglądam czyjąś intymność, ale wszyscy byli tacy
życzliwi, obyci i kiwali ze zrozumieniem głowami. Po chwili ze
zdumieniem spostrzegłam kadry, robione od góry, ukazujące modelki
cmoktające ze smakiem penisa artysty (czyli sympatycznego pana,
który przed chwilą przemawiał). Wszystko bardzo eleganckie,
czarno-białe, stylowe. Super.
Jako ciekawostkę wrzucam zdjęcie przedstawiające mnie i mojego chłopaka, jak stoimy zadumani, zwykli szarzy ludzie, przed całującymi się wyzwolonymi superkobietami Kuli (w domyśle: może wzbogacimy swoje szare ars amandi). Zdjęcie to przypadkowo zostało wybrane do broszury Kulczyk Foundation z 2004 roku, dokumentującej, między innymi, wystawę Vlastimila Kuli.
Jako ciekawostkę wrzucam zdjęcie przedstawiające mnie i mojego chłopaka, jak stoimy zadumani, zwykli szarzy ludzie, przed całującymi się wyzwolonymi superkobietami Kuli (w domyśle: może wzbogacimy swoje szare ars amandi). Zdjęcie to przypadkowo zostało wybrane do broszury Kulczyk Foundation z 2004 roku, dokumentującej, między innymi, wystawę Vlastimila Kuli.
Na koniec dodam tylko tyle, że
czerwony autoportret z jabłkiem jest moim najbardziej wyuzdanym i
ekshibicjonistycznym portretem, jaki udało mi się stworzyć.
3 komentarze:
Bardzo fajny wpis, jak dla mnie najlepszy jak do tej pory... bardzo ciekawy, spostrzegawczy i dowcipny zarazem. A w czerwonym autoportrecie nie odnajduje eksibicjonizmu
W autoportrecie widzę jedynie kobiecość, a to chyba nic intymnego. Zobaczenie Twoich śmielszych prac byłoby zapewne sporym przeżyciem artystycznym. Zachęcam zatem do działania!
Na razie jestem bardzo zachowawcza. No chyba, że rozwinę temat porodu klocusia...
Prześlij komentarz