Recent Posts

wtorek, 27 maja 2014

Pierwsza wyprawa

Kościółek w Cisowie koło Darłowa


W miniony weekend odbyłam dziewiczą wyprawę opencachingową z klocusiami. Odbyła się ona w okolicach Darłowa. Jako osoba początkująca, wybrałam skrzynki łatwe, do których dojście nie grozi śmiercią ani uszczerbkiem zdrowia. Miałam dwóch pomocników. Oto rezultaty.

1. Zamek Książąt Pomorskich – Darłowo

Skrzynka schowana była pod cegłą na lewo od wejścia do zamku. Poszliśmy tam rano, kiedy było pustawo, żeby nie spalić miejsca ukrycia przed osobami niepowołanymi, zwanymi na forum geokeszerskim mugolami. Niestety w podnieceniu zapomniałam wziąć aparatu, tak więc dokumentacji z otwarcia kesza nie mam, ale informuję, że wsadzony został komisyjnie czerwony klocuś z damskim profilem.

AKTUALIZACJA: Klocuś zniknął, chociaż nikt się nie przyznał. Tak więc połowiczna satysfakcja.

2. Fortyfikacje obronne Darłówko Zachodnie

Druga skrzynka również poszła jak po maśle. Trochę obawialiśmy się, że panowie tnący drewno na terenie obiektu (fortyfikacji) uznają że kombinujemy coś ze śmieciami/podkładamy bombę. Na szczęście nie zwrócili na nas szczególnej uwagi. Ze względu na mgłę nad morzem, w okolicy było mało przechodniów zmierzających na plażę, co ułatwiło zadanie. Do środka poszedł klocuś z męską twarzą na zielonym tle. Jest dokumentacja.


3. Klasztor cystersów

Odnalezienie tego kesza wydawało się szczególnie kuszące, bo Bukowo Morskie to stara malownicza wieś tuż przy jeziorze Dąbie. W środku wsi ceglany kościółek, poniemiecki cmentarzyk, park. Wydawało się, że nadchodzi łatwe zwycięstwo i szybka satysfakcja, a tu pojawił problem! Łaziliśmy po całym parku, nurzając się po kolana w mokrych liściach i bluszczu (tylko część parku wokół samego kościoła była cywilizowana)i nie mogliśmy nic znaleźć. Podpowiedzi w opisie kesza podawały że skrzynka ukryta jest w dziupli, toteż sprawdzaliśmy drzewo po drzewie na całkiem sporym terenie. I nic. Tylko rozjuszone komary atakowały. Porażka była tym boleśniejsza, że komentarze innych geokeszerów na stronie internetowej sugerowały, że miejsce ukrycia jest łatwe i do znalezienia na szybko, a ostatnie odwiedziny były zaledwie 3 tygodnie wcześniej. Czyli wszystko powinno być ok. W końcu musieliśmy się poddać, a na pociechę zostawało poszukiwanie kolejnych skrzynek. Miałam gotowe usprawiedliwienie, że porażki są nieuniknione, bo przecież dopiero zaczynam. Pojechaliśmy dalej.
Jednak sprawa Bukowa Morskiego nie dawała mi spokoju i po powrocie na bazę do komputera obejrzałam jeszcze raz zdjęcie-spojler z charakterystyczną dziuplą. Było oplecione bluszczem, co pozwalało wyeliminować przynajmniej część parkowych drzew. Weszłam też na forum geokeszerskie i zaczęłam czytać posty skierowane do nowicjuszy. Wzięłam sobie do serca radę, że należy szukać takich miejsc, gdzie samemu by się chciało coś ukryć. Z tą myślą pojechałam na drugi dzień, już sama, rowerem do Bukowa Morskiego i wtedy udało się! Byliśmy głupi szukając w drzewach na środku parku, gdzie każdy przechodzień może zobaczyć podejrzane persony kombinujące coś z plastikiem na łonie natury. Kesz był ukryty bardziej na uboczu.
Do środka poszedł profil mojego kolegi po fachu, Roberta, namalowany kilka lat temu na studiach.



4. Pierwsze uzdrowisko IV RP

Chodzi o wieś Dąbki nad jeziorem Dąbie. O przyznanie jej statusu uzdrowiska walczyła Jadwiga Gosiewska za pomocą swego syna Przemysława, gdy tylko PiS doszedł do władzy. Ponieważ wieś nie posiadała żadnych złóż leczniczych, trudno było uznać ją za uzdrowisko, ale Gosiewska chciała aby Ministerstwo Zdrowia za takie złoża uznało również „aerozol morski”, czyli krople morza porywane wiatrem (cytat ze strony opencaching.pl). Po zdecydowanej odmowie, zaczęto intensywnie poszukiwać innego wyjścia i w końcu dokopano się do leczniczych borowin. To spowodowało w końcu pozytywną decyzję Ministerstwa i tak Dąbki zostały pierwszym uzdrowiskiem IV RP
Ta skrzynka również okazała się łatwa i szybka, co było nielichą pociechą po porażce z Bukowem Morskim. Nastąpiły co prawda chwile grozy, bo też nie od razu trafiliśmy do celu, a zaznaczam że komentarze na stronie kesza były na przykład takie:
znaleziona podczas spaceru z rodzinką”
super miejsce, wyśmienita zabawa z dzieciaczkami, najmłodszy znalazł obydwie skrzyneczki”
Jezu, czyli skrzynka tak łatwa, że dzieciaczki znajdują, a tu trzech dorosłych się głowi i żyłuje. Na szczęście okazaliśmy się godni poziomu ukrycia i tym razem obyło się bez sromoty. Park bardzo ładnie zagospodarowany, a kesz ukryty w jego dzikszej części. Do środka poszedł profil kobiety na zielonym tle.


5. Dora – działo kolejowe

Aby dostać się do tego tajemniczego miejsca, należało udać się do wsi Bobolin (zwanej czasem Babilonem) pomiędzy Dąbkami a Darłowem. Mieliśmy dwa kesze do wyboru, jeden na 275 kilometrze wydm, drugi na 275,8. Nie było wiele widać, ze względu na mgłę, a nasza nawigacja samochodowa swoim zwyczajem traciła sygnał, toteż na ślepo poszliśmy plażą w prawo. Okazało się że wybraliśmy trasę na 275 kilometr czyli do kesza Dora.
To bardzo interesujący fragment wybrzeża, którego moi pomocnicy - darłowscy tubylcy nigdy wcześniej nie widzieli. Opuszczona baza wojskowa za wydmami, do której jeszcze kilka lat temu musiał być swobodny dostęp (na co wskazują pamiątkowe podpisy na murach), obecnie opłotowana i ozasiekowana. Kesz mieścił się oczywiście poza bazą.


Dzięki mgle byliśmy ukryci przed wzrokiem ludzi którzy ewentualnie mogliby skarcić nas/donieść władzom o bezprawnym przebywaniu na wydmach. To pozwoliło na spokojne przeczesanie terenu wokół drzew podejrzanych o to, że skrywają skrzynkę. Udało się, choć komary kąsąły a białe róże kłuły. Do środka poszedł portret z czerwonymi kolczykami






 

6. Jezioro a może morze

Ostatnia skrzyneczka w serii to miejsce dla osób nie mogących się zdecydować czy wolą urlop nad jeziorem czy nad morzem. Pomiędzy jeziorem Dąbie a morzem jest przekop, z którego widać zarówno wody słodkie, jak i słone. O ile zwiedzanie wydm w pojedynkę we mgle mogłoby być dla mnie trochę nieprzyjemne (więc cieszyłam się z obecności pomocników), o tyle samotna wyprawa rowerowa w słoneczny dzień miała swoje walory, a do tego doszło poczucie że kesza zdobyłam sama bez niczyjej pomocy i cała sława i chwała spadnie tylko na mnie (moim pomocnikom włączyła się już niebezpieczna męska ambicja, mogąca wypchnąć mnie z pierwszego miejsca w grupie).
Skrytka była bardzo sprytna i sucha, mimo bliskości wody (i nocnych burz). Do środka poszedł zielonkawy portret malarki Darii





Teraz pozostało tylko czekać na rezultaty, czyli monitorować skrzynki w bazie, czy ktoś bierze moje fanty.


2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Gdybym miała więcej czasu to bym jeździła za Tobą i zbierała te klocusie.
W życiu bym się z nimi nie rozstawała ale Twoja argumentacja jakoś tam do mnie przemawia.
Mój ulubiony to ten z " mężczyzną na zielonym tle" :)

A obrazu z kościółkiem nie sprzedawaj.
Chyba że mnie będzie kiedyś na niego stać.

M.

blog malarki pisze...

To byłoby niegłupie, gdybyś zbierała :) Okazuje się że daniem głównym większości skrzynek są zużyte bilety i śrubki (i nie powinnam się spodziewać niczego innego w zamian), zaś odwiedzający kesze po mnie, nic nie piszą o tym czy biorą obrazki...

Prześlij komentarz