Recent Posts

poniedziałek, 20 listopada 2017

Obstrukcja geokeszerska




Tak to czasami bywa, że w sprawnie funkcjonującej machinerii coś się zacina. Wpadają tam niechciane ziarenka piasku i zgrzytają mi potem w zębatce, powodując wielomiesięczną obstrukcję (w działaniu). W moim przypadku, głównymi oporowymi geocachingu są:
1. Dziecko, które ze słodkiego bobaska przekształciło się we wszędobylskiego Niszczyciela, który największą radość życia czerpie ze sprzeciwu.
2. Zbyt fikuśna nawigacja, generująca poważne problemy z obsługą.
3. Frustracja malarska. Brak materiałów do skrzynek.

Ad 1. Keszowanie z niemowlakiem było wykonalne, bo młodzianek przebywał grzecznie(lub niegrzecznie) w nosidełku na piersi, w wózku, ewentualnie leżał obok na kocyku, podczas gdy ja mogłam szperać w skrytkach, bez obawy, że gdy na chwilę się odwrócę, to potomek zniknie, albo zje zatrutą jagodę z krzaka i skona w konwulsjach. Z półtoraroczniakiem już tak prosto nie jest, gdyż ma on określone zdanie na temat tego co chciałby robić i niestety nie jest to bynajmniej przebywanie w jednym wyznaczonym punkcie w przestrzeni. Świeżo nabyte umiejętności ruchowe ma już opanowane w stopniu wystarczającym, by w sekundę zaginąć w krzakach, wpaść do bajorka, zsunąć się z urwiska, bądź  rzucić się pod koła samochodu. Albo zostać koprofagiem. Postanowiłam, że nie podejmuję się keszowania w obecności takiego osobnika, którego wyczyny w dodatku obciążą mnie i przedstawią opinii publicznej (znajomi, rodzina, czytelnicy kroniki policyjnej) jako wyrodną matkę. Nie potrafię stać się kombajnem aż tak wielofunkcyjnym, by zdołać jednocześnie obsłużyć nawigację (telefon/kartkę z notatkami), gmerać w skrzynce, wpisać się (plus sfotografować i schować zabezpieczonego klocusia) oraz sprawować kontrolę nad małym ludzikiem. To wizja zbyt abstrakcyjna i nawet przy udziale dwójki dorosłych, nie mająca wiele wspólnego z przyjemnością, jaką było niegdyś keszowanie. To zmniejsza moje szanse na poszukiwania skrzynek do bardzo małej ilości czasu, jakim dysponuję bez upierdliwej obecności małego dręczyciela.

Ad 2. Nawigacja Oregon 600 była wspaniałym, nad wyraz luksusowym prezentem, który dostałam onegdaj na imieniny. Problem polega na tym, że okazała się zbyt wypasiona, w związku z czym, nikt nie wie jak to cudo prawidłowo i sensownie wykorzystywać. Próbowałam czytać na forach rady dotyczące innych modeli, ale mam taki defekt mózgu, że najlepiej pojmuję obsługę urządzeń rtv/agd, gdy ktoś wykona dla mnie pokaz na żywo. Niestety na chwilę obecną całe moje otoczenie cierpi na tą samą (co ja) niemoc umysłową, toteż działam metodą prób i błędów i nie potrafię zliczyć ile razy kurwowałam w terenie (na wietrze, mrozie, deszczu), bo coś mi znowu nie zadziałało. Czuję się trochę jak w podstawówce, gdy w podstarzałe dzieci analogowe, wtłaczano z trudem umiejętność obsługi Windowsa (w liceum na informatyce cofnięto nas nawet do DOSa - bardzo przydatne...) Wniosek mam taki, że starą, zwapniałą małpę niełatwo nauczyć nowych sztuczek cyrkowych...

Ad 3. Ktoś mógłby powiedzieć: "A co ma pienik do wiatraka? Nie możesz keszować bez tych obrazków?". Mogę, pewnie, że mogę (i robię to), ale przypominam, że moje założenia i plan geokeszerski były czymś zgoła odmiennym, niżeli prozaicznym szperaniem w zakamarkach gleby. Chcę mieć swój udział w tworzeniu geocachingu, wykraczający poza zdobywanie skrzynek i wpisywanie komentarzy. Nie posiadam smykałki technicznej, niezbędnej do wykonania własnej pomysłowej skrzynki, nie umiem ułożyć równania z dwudziestoma niewiadomymi na wyliczenie współrzędnych, ani wyprodukować wiersza z zagadką, chciałabym więc spełniać się na innym polu. Problem polega na tym, że powinnam również z czegoś żyć i rozwijać swoją nieco zmrożoną karierę artystyczną. A malując klocusie, którymi interesuje się garstka osób znajomych i nieznajomych, z artystycznego punktu widzenia sprawiam wrażenie osoby, która od kilku lat tkwi w malarskim maraźmie. Prawdą jest, iż nie opanowałam w stopniu wystarczającym sztuki marketingu i za mało trąbię o mojej akcji w sieci, ale skoro kołderka jest z tej strony za krótka (i niewiele się da z tym fantem zrobić), muszę naciągać ją z innej strony. Na przykład malując na zlecenie, bądź przygotowując wystawy. Muszę decydować czy w danym momencie mogę sobie pozwolić na rekreacyjnie tworzenie klocusiów, co do których nawet nie mam pewności, czy przetrwają następny miesiąc (ooo, powiedzcie, że przeżyją autorkę i będą kiedyś wyeksponowane w muzeum za pancerną szybą!), czy też ustawiać i lepić z mozołem cegiełki swego artystycznego dorobku.






1 komentarze:

Rondo Art pisze...

Super, że tworzysz do skrzynek swoje dzieła sztuki. Dogadałybyśmy się :) ja też robię ręcznie robione fanty do skrzyneczek. Jestem oktawia (pomorze). Może kiedyś trafię na Twój malunek.

Prześlij komentarz