Recent Posts

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Wilczy Szaniec

Tuż przy keszu Military Box
Nie ma to, jak opróżnić antałek trunku o wdzięcznej nazwie Valkiria, kryjąc się w rozwalonych zabudowaniach Wilczego Szańca. Z których każde oznaczone jest wyrazistym napisem "Wstęp wzbroniony". Formalizacja warunków i trasy zwiedzania to podobno główna zmiana, jaka nastąpiła tu na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat. Pojawiły się bilety wstępu, płatny parking, przewodnicy, odcięto część drabinek, prowadzących na dachy bunkrów. Ale spokojnie, odjęto nam możliwość penetracji tylko w widocznych miejscach...

Fakty obiektywne są takie:

1. Parking 10 zł za auto, wstęp 15 zł za osobę dorosłą. Możliwość skorzystania z grupowego przewodnika za 5 zł (niegłupie, pod warunkiem, że nie ma się w planach poszukiwania skrzynek ani eksplorowania zakamarków).

2. Dwie skrzynki geocache na terenie płatnym (Kwatera Hitlera i  Militarybox), jedna na bezpłatnym, po drugiej stronie drogi (Wilczy Szaniec). Bezpłatnym, o ile znajdziemy takowe miejsce postojowe, albo przyjdziemy pieszo z Kętrzyna.


A to już fakty subiektywne: 

1. Moja zupełna niewiedza na temat obiektu była bezgraniczna - po ukończeniu szkoły średniej starałam się opróżnić mózg ze wszystkich wiadomości na temat drugiej wojny światowej, gdyż mam bardzo słabą psychikę i źle znoszę słuchanie o okrucieństwach i porażkach. Zauważmy, że temat zamachu na Hitlera był wałkowany w szkole dwa razy (podstawówka i liceum), a jednak udało mi się wyprzeć fakt istnienia Wilczego Szańca ze swej mózgoczaszki. Podczas wycieczki, informacji udzielali mi na bieżąco towarzyszący mi panowie, a także zdołałam podsłuchać przewodnika oprowadzającego młodzież licealną. Da się rozkoszować zwiedzaniem, będąc zupełnym matołem w danej dziedzinie.

2. Jedna sztuka piwa w plecaku - tak tylko do degustacji...

3. Brak klocusiów w zanadrzu - ano nie zdążyło się.

4. Wilgotna, poślizgowa aura, a na stopach jeno gładkie trampeczki - no trudno, wszystkich rodzajów butów nie zdołam ze sobą zabrać na kilkudniowy wyjazd (trampeczki na wycieczki, adidasy na siłkę, sandały na słońce, klapki pod prysznic, pantofelusie na spacer promenadą, szpileczki na imprezę, co jeszcze?!)

5. Mój wniosek o napisach zabraniających wstępu: nie służą wcale temu, by nikt do bunkrów/na bunkry nie wlazł, ale temu, że w momencie, gdy ktoś sobie złamie nogę, poślizgując się w swym gładkim trampeczku na śliskim omszałym betonie, to zarządca obiektu nie płaci mu odszkodowania. Jak w Jarosławcu.

6. Poszukiwanie skrzyneczek bardzo zwiększyło przyjemność łażenia po obiekcie (acz nadwyrężyło siły), gdyż nie trzymaliśmy się wyznaczonego szlaku dla emerytów. Okazało się, że można jednak powłazić w bardziej niedostępne miejsca. Nieodłączny w takich sytuacjach dreszczyk emocji, czy aby ktoś tego całego kramu nie pilnuje, czy nas aby nie opieprzy za wałęsanie się poza wyznaczoną trasą, czy nie pogoni, nie poszczuje psami (owczarkami niemieckimi)... No i oczywiście picie alkoholu w miejscu, jakby nie było, publicznym, a do tego historycznym, również podpada pod kategorię czynów streng verboten. Obrazków tym razem nie pokażę, bo ich nie mam. Muszą wystarczyć zdjęcia.


Odpiłowane dolne szczeble...
Ale co to dla mnie!
Na dachu bunkra
Suszarnia pod bunkrem
Niebezpieczne zejście
Betonowa alejka poddana działaniom natury
Degustacja Valkirii


2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Bardzo pogodne twarze towarzyszy podróży:D

blog malarki pisze...

Umówmy się, że mistrzem fotoszopa to ja nie jestem i nie będę. Lubię prosty i minimalistyczny retusz w stylu mejk lajf harder i tak zabezpieczam osoby mogące pragnąć anonimowości :D

Prześlij komentarz