Recent Posts

środa, 25 czerwca 2014

Etapy pracy twórczej


Gdy pierwszy raz, przed wielu laty, zobaczyłam, w jaki sposób uczniowie z pracowni Ventziego Piriankova zaczynają malować swoje obrazy, nie mogłam uwierzyć, że z tego brudu, chaosu, z tego bagna kolorystycznego może w ogóle wyłonić się coś sensownego. Obserwując spod oka ich wysiłki na egzaminie wstępnym do Akademii Sztuk Pięknych, w myślach skazałam już je na niepowodzenie. Jakież było moje zdumienie, gdy z pozornego nieładu powoli formowały się świetlne kształty, które finalnie wyglądały znacznie lepiej niż wytwory mojej ciężkiej pracy.
Później, gdy sama zostałam uczennicą Ventziego, musiałam nauczyć się malować w ten sam sposób. Oraz przyzwyczaić do tego, że nasz mistrzu rozkazywał nam rozpoczynanie wszystkich obrazów (po wykonaniu szkicu) od eliminacji każdego najmniejszego fragmentu bieli. Bieli miało nie być. Mogła stać się ewentualnie finalnym i ekstremalnym produktem tworzenia światłocienia. 
Od momentu gdy zastosowałam się do tych zaleceń, moje prace wyglądały o niebo lepiej, niż wcześniejsze wypociny. Eksperymentując z podmalówkami, najbardziej polubiłam brąz van Dycka, który świetnie nadawał się jako podkład pod ludzkie ciała. Do dzisiaj jestem wierną fanką tego odcienia brązu i zazwyczaj, kiedy zaczynam nowe płótno, pokrywam je laserunkiem tej barwy, o różnym stopniu natężenia, w zależności od koncepcji, jaką mam na dalszy rozwój pracy.


Na studiach z upodobaniem dokumentowałam etapy, przez jakie przechodziły moje obrazy. Poniżej stadia rozwoju autoportretu z 2005 roku, utrzymanego w ulubionych brązach. Podobno jest on moją najwierniejszą podobizną, a ponieważ często słyszałam że się na nim trochę postarzyłam, prawdopodobnie teraz, po upływie prawie dziesięciu lat, wizerunek ten może odpowiadać rzeczywistości.

Etapy powstawania autoportretu


Efekt końcowy
Poniżej fotka dokumentująca luksusowe warunki, jakie miałam wówczas w uczelnianej pracowni. Tak, miałam ten kącik tylko dla siebie, mogłam sobie zostawiać farby i palety na wierzchu, byleby miejsce pracy było z grubsza ogarnięte. Niczego nie trzeba było chować po skończeniu malowania. Nie jestem pewna czy, przy obecnym zagęszczeniu studentów na uczelni, ktokolwiek miałby szanse na takie wygody. Chyba, że po remoncie Akademii (przepraszam, Uniwersytetu Artystycznego) coś się zmieni w tej materii.

Kącik malarki, rok 2005
 A tu kilka innych stadiów rozwoju obrazów:

Zmutowany (znaczy niepodobny) autoportret w kapturze
Fillemona
Choć na początku zapowiadała się Małgorzata Foremniak, to jednak portret kogoś innego
Pierwszy etap "Celiny z Łukaszenką"
Portret babci, wersja przed "wypadkiem z pierniczkami alpejskimi"

0 komentarze:

Prześlij komentarz