Geocaching
w towarzystwie niemowlaka jest, co tu dużo mówić, koszmarem.
Pisałam kiedyś o keszowaniu z dziećmi,
ale dziecko starsze, rozumne, i komunikujące się z pomocą mowy
ludzkiej (a zwłaszcza dziecko cudze), to zupełnie inna sprawa, niż
prosty i bezpretensjonalny niemowlak, mający w nosie skrzynki oraz
moją chęć zwiedzania. Zasadnicza różnica jest taka, że bobaska
nie da rady przekonać, że geocaching to jednak fajna przygoda.
Na
wieść o zdobywaniu Łysicy, niemowlak, uparł się, że nie chce
być w pozycji pionowej, w nosidełku, umożliwiającym bezpieczne
wniesienie go na najwyższy szczyt Gór Świętokrzyskich. W
decydującym momencie chciał leżeć na wznak Nie muszę chyba
wspominać, że ostatnimi czasy, jako dynamicznie rozwijający się
szkrab, wzgardził już gondolą i noworodkowym leżeniem plackiem na
plecach. Dawał temu wyraz, drąc się jak opętany, by znaleźć się
w pionie, na rękach. Gdy więc uzyskał wreszcie niepowtarzalną
okazję by dłużej porozkoszować się oglądem świata z dorosłej
perspektywy (a i przy okazji bliskim kontaktem z rodzicem), uznał że
czas na relaks horyzontalny. Wspinanie się w upale ze skrzeczącym
(a potem wrzeszczącym) tobołkiem nie należy do przyjemności,
trudno więc dziwić się, że rodzic miał mało możliwości
rozkoszowania się skrzynkami.
Już
przy Kapliczce Żeromskiego była
ciężka atmosfera, a przy Źródełku świętego Franciszka i
ja miałam ochotę rozryczeć się na całe gardło. Źródło
dźwięku zostało na chwilę ułożone na trawie przy źródle
wodnym, co dało nam odrobinę ciszy i możliwość odszukania kesza.
Jeśli chodzi o znajdującą się na początku trasy, tuż przy
parkingu (bezpłatnym) kapliczkę (dawniej) cmentarną, to nazwałam ją „Żeromskiego”,
gdyż wewnątrz na ścianie zachowano "świadek" z oryginalnym autografem pisarza, wyrytym przez niego w wieku szczenięcym. Żeromski dorastał w tych okolicach. Jako gimnazjalista, na wycieczce z kolegą, postanowili dopisać się do wykonanego wcześniej podpisu powstańca styczniowego, ukrywającego się w tych lasach. To jedyny zachowany autograf artysty z tego okresu i znacznie ciekawsza historia kapliczki niż
zwykły Jezus, Maryja czy pospolity święty, który wszakże
z zasady umiejscowiony jest w każdym miejscu kultu. Niestety kesz ukrył się w
prawdopodobnie najbardziej osikanym w tej okolicy drzewie, toteż nie
odważyliśmy się go podjąć.
Na
trasie na szczyt znajduje się też ciekawy kesz Klucze Piotrowe.
Sam założyciel skrzynki nie miał pojęcia skąd wzięły się
wyryte na drzewie klucze, jednak miejsce wydało mu się interesujące. Skrzynka
niestety pozostała niezdobyta, gdyż w tym miejscu niemowlak był w apogeum
ekspresji wokalnej.
Na
szczycie Łysicy usytuowany jest
wirtual pod nazwą Święta Katarzyna. Kto nie ma przy sobie
problematycznego, żywego pakunku, może maszerować szczytami dalej,
aż do Łysej Góry. Z tego co podsłuchałam turystów wędrujących tym
szlakiem, podejście na Łysicę jest najbardziej żmudne i
upierdliwe na całej trasie, tak więc dalej może czekać na nas tylko mleko i miód. Natomiast ciężkie podejście musiałam pokonać w obie strony (schodzenie jest nawet gorsze), jak
przystało na niedzielną turystkę, obuta w dziurawe (łyse) tenisówki, pod
którymi wyczuwałam każdy kamlot.
Podobno u podnóża Łysicy znajdowała się niegdyś pogańska świątynia. Biorąc pod uwagę, iż niedaleko usytuowane jest najstarsze polskie sanktuarium Świętego Krzyża, byłożby to prawdopodobne, gdyż miejsca kultu pogańskiego były najszybciej przeformowywane na nową słuszną wiarę. Góry Świętokrzyskie, jako siedlisko szatańskich wierzeń zostały zrestrukturyzowane pod względem religijnym i obecnie pod Łysicą mieści się klasztor.
Wracając do rozważań na temat keszowania z niemowlakiem, trzeba dodać, że mając nosidełko z dzieckiem na brzuchu, rodzic ma
utrudnioną możliwość schylania się po kesze, więc potrzebny
jest drugi rodzic do trzymania plecaka z ekwipunkiem, torby
niemowlęcej (obcierającej udo i ciążącej jak młyński kamień) i uruchomionej nawigacji (ta ostatnia kwestia, to osobny
problem, wart odrębnego posta). Na mapie zaznaczam przebieg naszej wędrówki, ze wskazaniem rozwoju sytuacji. W drodze
powrotnej oczywiście kompozycja dźwiękowa rozgrywała się w podobnych interwałach...
Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńJestem pod wielkim wrażeniem. Świetny artykuł.
OdpowiedzUsuń